Zrozpaczona 03.10.2024 16:49
Naprawde prosze o nie pomijanie tego pytania
1.Choruję na nerwice natrectw i prosze o odpowiedz zwiazana z myslami bo niedlugo zdaje mi sie ze zwariuje
(...)
Zapętlam sie strasznie w tym wszytskim, wiem ze wystraczy pojsc do spowiedzi i zaufac panu Bogu ale wychodza grzechy tego stopnia nie potrafie
Boje sie potepienia panicznie, ale jednocześnie panicznie nie chce isc do spowiedzi
Ksiadz mi powiedzial ze dobrze byloby pojsc do niej bo wtedy Bog moze mnie uzdrowi, ale jezeli naprawde juz nie chce isc i sie nie umiem zabrac to nic na sile tylko prosic Boga by to minelo, dal mi spokoj na duszy bym sie wyspowiadala i zamiast o piekle myslec o milosci Bożej, ze Bog nawet w tym stanie chce mnie uzdrowic
A z drugiej strony przecież jestem w grzechu śmiertelnym wiec jak gdzies przeczytalam jest to jak stan bycia dziecieciem szatana a wrogiem Boga ktory zasluguje na potępienie
Czy Bog naprawde jest wrogi do mnie w tym stanie?
Zacznijmy od nerwicy natręctw. To w niej upatrujesz - pewnie słusznie - źródła tego nieszczęścia: nie chcesz, ale przez natręctwo czujesz się przymuszona. Wszystko, z tego co piszesz, trwa chwilę, ale pojawiła się myśl i już martwisz się, że kolejny grzech i kolejny, no i już tylko potępienie na wieki zostaje...
Żeby mówić o grzechu ciężkim potrzeba, by jednocześnie spełnione były trzy warunki: musi chodzić o poważne zło (mówimy o tzw ciężkiej materii grzechu), trzeba pełnej świadomości tego, co się robi i że to jest złe, no i trzeba dobrowolności czynu. Mocno mi się wydaje, że jeśli coś spowodowane jest nerwicą, to nie ma tu pełnej dobrowolności czynu. Pełnej... Nie wiem czy jest jej choć trochę. Zwłaszcza że nie chodzi o konkretniejsze czyny, ale o myśli i "reakcje wzrokowe", czyli coś, można zrobić bez chwili namysłu. Mocno mi się wydaje, że w tej sytuacji trudno mówić o ciężkich grzechach. Generalna zasada jest taka: natrętne myśli nie są grzechem. Raczej są pokusą. I w takich wypadkach jak Twoim - udręczeniem.
No właśnie: udręczeniem. A Bóg nie chce niczyjego udręczenia, prawda? A kto chce? Komu na rękę nerwica powodująca, że zaczyna Ci się wydawać, że nie jesteś godna zbliżyć się do Boga, że jesteś do niczego? Nie diabłu tak czasem?
Bóg chce zbawienia każdego człowieka. Nikogo nie chce potępić. Nawet największych grzeszników. Każdy, kto uważa że jest grzesznikiem - zaznaczam, jak napisałem wyżej, że Ty niekoniecznie - jeśli chce pojednania z Nim, śmiało może się do Niego zbliżyć. Nawet jeśli myśl o pojednaniu ledwie w nim kiełkuje. Przecież od czegoś trzeba zacząć, prawda? Na pewno grzesznik, który choćby zaczyna myśleć o nawróceniu, nie będzie przez Boga odrzucony. Tym bardziej ktoś udręczony nerwicą, komu się wydaje, że z tego powodu jest strasznym grzesznikiem...
Bóg kocha i takich, którzy nie mają najmniejszego zamiaru się nawrócić. Tyle że w swojej miłości nie jest naiwny. Zna ludzkie serca. No i trudno, by wkładał pierścień marnotrawnego syna na palec kogoś, kto nie zamierzałby odwrócić się od grzechu, a tylko miał pretensje do Boga, ze coś grzechem jest...
Tak bym to widział.
J.