Sad girl 30.06.2024 07:56
Przeżywam obecnie najgorszy czas w życiu. Prawie wszędzie widzę grzech, próbuję się z tym uporać i przetłumaczyć sobie, że Bogu wcale nie chodzi o to, by panicznie bać się zgrzeszenia, tylko jest on surowy dla naszego dobra. Mówiąc dokładniej, co takiego złego mnie spotkało? Ano w tamtym roku nie dostałam się na uczelnię, chłopak, który mi się podobał zostawił mnie, odwrócił się ode mnie po prostu, a tylko jego miałam do wygadania się, z rodzicami nie na wszystkie tematy porozmawiam, bo oni mają inny punkt widzenia na ważne dla mnie sprawy, boję się przy nich poruszać temat religii. Mam wrażenie, że oni tego nie znoszą, choć kiedyś powiedzieli, że mogę wyznawać co chcę. Pewnie by pomyśleli, że zwariowałam, gdybym przyznała się otwarcie do tego, że czasem wolę się pomodlić niż rozmawiać z człowiekiem. Ludzie psują mi nieraz krew, taka jest prawda. Bóg nie, mimo, że nie zawsze wysłucha naszych modlitw. Bo ma jakiś cel, w spełnianiu jednych próśb, a innych nie. Który poznam po śmierci. Nie jest zdolny zrobić takich podłości , jakich dopuszczają się jego Dzieci na Ziemi. Wracając do ziemskich spraw, moje rodzeństwo zmieniło się na gorsze. (cyrki odstawia, potocznie mówiąc). A to rzutuje na mnie.
Przez to mam coś w rodzaju żalu do rodziców, że nie postarali się o więcej dzieci. (wtedy gdy jedna siostra czy brat obrażeni i nie chcą znać, to zostaje reszta reszta rodzeństwa). I żałuję, że źle przyjęłam wieść o pojawieniu się nowego członka rodziny te wiele lat temu.
Następna rzecz jaka mi się nie podoba to to, że Bóg "obdarzył" mnie pewnym zaburzeniem, którego nie cierpię. Wolałabym być w pełni zdrowa.
Jednak najbardziej bolą mnie te dwie rzeczy (niepowodzenie z uczelnią) i bycie odrzuconą przez ważną dla mnie osobę (tego chłopaka). Zanim one się stały, moje życie było prawie, że idealne w wielu aspektach. Bardzo dobrze się uczyłam, wierzyłam, że znalazłam bratnią duszę. A teraz się to wszystko rozsypało. Być może za grzechy na sumieniu, bo mam "za uszami". Co Bóg może chcieć mi przez to powiedzieć, jeżeli jest inny powód niż grzechy? Bo może to zbiegi okoliczności nie mające nic wspólnego z Bogiem i moimi przewinienia i? Uczelnia to zwykły system, a zostawienie mnie to był wybór owego chłopaka. Jak sobie z tym poradzić, kiedy jestem bardzo wrażliwa? Wiem, na pewno modlitwa, spowiedź, myślenie o wieczności.
Pewnie to duże uogólnienie, ale czemu to ludzi wrażliwych często spotyka zło, niezrozumienie? Wiem o tym, że się rozpisałam. Podniosłaby mnie też na duchu modlitwa Odpowiadającego w mojej intencji.
Westchnę w Twojej intencji do Boga...
Wobec takich pytań czuje się trochę jak człowiek stojący zimą we mgle na zamarzniętym stawie. To znaczy nie ma punktów orientacyjnych, nie wiadomo w która stronę pójść i, co najgorsze, czy bezwiednie nie skręcę i nie będę kręcił się w kółko. Bo cóż mogę odpowiedzieć na pytanie dlaczego Bóg to czy tamto dopuścił? Jeszcze w odniesieniu do siebie to człowiek może się domyślać, ale innych, i to właściwie mi nieznanych?
Najuczciwiej więc - nie wiem. Nie wiem na ile w tym faktycznie jakiś Boży zamysł, a na ile Jego dopust, bez większych planów; że to kara za grzechy albo coś innego. Myślę jednak, że tego rodzaju doświadczenia mogą człowiekowi pomóc dojrzeć w jego człowieczeństwie. Stać się... może nie tyle lepszym w sensie moralnym, ale więcej widzącym, szerzej patrzącym. Dostrzegającym rzeczy, których inni, idący przez życie bardziej sztampowo, ne dostrzegają. No bo nie dostać się na studia to na pewno niełatwe doświadczenie. Nie maja o nim pojęcia, ci, którzy bez problemów się dostali. A być porzuconą... To też zmienia widzenie świata. Oby w Twoim przypadku na lepsze...
Nie to, że musisz, ale może dobrze by było, gdybyś na te doświadczenia spojrzała nie jako na porażkę, ale jako szansę. Właśnie tego widzenia szerzej, głębiej, więcej. Z tak zdobytego doświadczenia, często też większej mądrości, rodzą się nieraz wspaniałe rzeczy...
J.