Mirek 04.01.2010 17:41
Witam. Z moją narzeczoną zacząłem współżyć(nieregularnie) jakiś czas temu , choć to trochę z mojej inicjatywy. Ona nie bardzo chciała, seks ją jakoś nie pociągał za bardzo, ale zmuszała się dla mnie. Z czasem powziąłem decyzję, że zaprzestane tego, nie udawało się, ale ostatnio już na dobre obiecałem, że tego nie chce już do ślubu i wtedy pojawił się problem. Po spowiedzi nie chciałem się już całować tak głęboko z narzeczoną i przytulać na długo. Nawet jak bym się powstrzymał od współżycia to przecież popęd bym odczuwał całując się z nią dłużej –głębiej. Jednak dla narzeczonej takie czułości to nic złego, bo ona nie odczuwa podniecenia tylko ma poczucie bliskości, miłości i bezpieczeństwa podczas tych czułości. Mówiła, że ona poświęcała się dla mnie, a ja nie poświęciłbym się dla niej jakby ona chciała seksu. Potem powiedziała, że najważniejsze dla niej to jednak te pocałunki i przytulanie od czasu do czasu, a nie seks i że z tego nie może zrezygnować bo związek bez czułości umiera. Powiedziała, że czuje się zdradzona i wykorzystana przeze mnie. Tłumaczenia niewiele pomagają , w naszym związku źle się dzieje. Czy jakbym zgodził się na te głębsze lub/czy dłuższe pocałunki i przytulanie to popełniłbym ciężki grzech i czy w ogóle grzech bym popełnił? Mam mnóstwo wątpliwości czy zgodzić się na to i podczas tych czułości gdy pojawi się podniecenie to powoli zlekceważyć go, ale nie przerywać czułości? Bo takie krótkie pocałunki i moje wycofywanie się drażnią narzeczoną. Uważa ona, żebym zapomniał o seksie i podnieceniu podczas całowania Rozumiem żal narzeczonej, bo to moja wina, że w ogóle zacząłem współżyć, no ale jej potrzeby czułości też są ważne. Wiem też, że po spowiedzi na jakiś czas obiecuje poprawę, ze nie chce pocałunków itd. Ale po jakimś czasie znów to robie(pocałunki, przytulenia), ale ostatnio powzięłam decyzje, że chce trwać w postawie bez tych czułości jak najdłużej aż do ślubu. Złożony problem…