BioZ 30.11.2008 14:49

Witam,
Dzisiaj natknąłem się na poniższy artykuł:
(...)
Czy przez wypowiedź ks. Sowy cytowanej w nim można rozumieć, że Kościół(podobnie jak w sprawie aborcji) widzi niejako dwa rodzaje eutanazji, czyli stricte zabójstwo i nieratowanie w obliczu jakichś czynników? Jak to można rozumieć? Kościół jest przeciwny zabójstwu ale dopuszcza niepodtrzymywanie sztucznie życia? Pytam tak ponieważ po raz kolejny się spotykam z pewną dwoistością przy potocznym spojrzeniu na jakiś problem etyczny(kiedyś np. aborcja), bo okazuje się, że nie wszystko co wygląda jak eutanazja eutanazją jest o_o.
Przy okazji zapytam - jak to jest z np. zabiciem mocno cierpiącego (umierającego) towarzysza na wojnie by skrócić mu cierpienia? Jest to traktowane jak eutanazja, czyli sztuczne skrócenie życia, czyli coś nagannego, czy raczej jest coś co usprawiedliwia takie zachowanie?
Pewnie trochę dumania i bym na to znalazł odpowiedź ale nie jestem w tym dobry, widzę równość między eutanazją a takim zachowaniem na wojnie, przy czym z tego co kojarzę czasem usprawiedliwia się dobicie umierającego...???

Pozdrawiam,
BioZ

Odpowiedź:

Kościół jest przeciwny eutanazji, ale nie wymaga tzw. uporczywej terapii. Co nią jest a co zależy trochę od rozwoju medycyny. Trudno za takową uznać odżywianie pacjenta - dostarczanie mu pokarmu i wody przez sondę. Ale np. jeśli komuś kto umiera na raka staje serce, to można go oczywiście reanimować. Ale nie ma sensu robić tego piąty czy szósty raz. Bo to tylko przedłużanie agonii. Decyzja w takich razach będzie zasadniczo należała do lekarza. On znając pacjenta, jego ogólny stan wie, czy podjęcie kolejnych kroków ma sens...

Tak więc zawsze złe będzie podanie środka mającego skrócić życie (choć już podanie np. środka przeciwbólowego, który ma uśmierzyć ból, a ubocznie może spowodować skrócenie życia już złe nie jest). Nie zawsze jednak niepodjęcie działań przedłużających życie będzie złem. To już będzie zależało od oceny, czy ma sens ratować, czy to tylko przedłużanie agonii...

Co do zabicia rannego towarzysza... Zasadniczo nie powinno się tego robić. Ranny powinien trafić do szpitala. Jeśli ów ranny czy jego towarzysze boją się, ze dostawszy się w ręce wroga zostanie przed śmiercią bardzo okrutnie potraktowany czy zmuszony do wydania ukrywających się towarzyszy, to dobicie rannego może być wyborem mniejszego zła. Może, nie musi.

Jest to jednak sytuacja zasadniczo inna od eutanazji. Po pierwsze dlatego, ze nie ma specjalnie czasu do namysłu. Po drugie dlatego, że często nie da się nijak pomóc (choćby przez podanie środka przeciwbólowego). Ale przede wszystkim inny jest kontekst sytuacji. Decydujący się na dobicie cierpiącego towarzysza bierze całą odpowiedzialność za ten czyn na siebie. Wie, ze może być sadzony za zabójstwo. Podobnie lekarz, który w niektórych wypadkach decyduje się nie przedłużać agonii.. Tymczasem domagający się legalizacji eutanazji nie chcą za ten czyn odpowiadać. Chcą się ukryć za parawanem prawa. A to łatwo prowadzi do nadużyć. Dziś wiemy, jak często zgoda na eutanazję wydawana jest osobom, które można leczyć. Np. wobec osób w depresji...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg