KRYSTYNA 04.07.2007 23:57
JESTEM MĘŻATKĄ OD PONAD 11 LAT, KIEDYŚ JAK BYŁAM NASTOLATKĄ CHCIAŁAM BARDZO ZOSTAĆ ZAKONNICĄ. pRAKTYCZNIE PRZEZ CZŁY CZAS CZUŁAM TĄ CHĘĆ RAZ WYRAŹNIEJ RAZ GUBIŁAM JĄ Z OCZU. TERAZ PO TYCH LATACH MAŁŻEŃSTWA CZUJĘ ŻE ŹLE ZROBIŁAM ŻE MOJĄ DROGĄ POWINIEN BYĆ ZAKON. TO CIĄGŁE POWRACANIE DO TEGO CZY DOBRZE ZROBIŁAM ZATRUWA MI ŻYCIE. MAŁŻEŃSTWO MOJE JEST UDANE ALE TA CĄGŁA MYŚL CO BYŁOBY GDYBYM POSZŁA DO ZAKONU? CZASEM WYOBRAŻAM SOBIE JAK TO BY BYŁO CUDOWNIE BYĆ ZAKONNICĄ, POMAGAĆ INNYM NIE PATRZĄC NA SWOJE POTRZEBY A W MAŁŻEŃSTWIE CIĄGLE MUSZE WALCZYĆ O POTRZEBY MATERIALNE NIE DLA SIEBIE ALE DLA DZIECI DLA NICH POPROSTU MUSZĘ(OCZYWIŚCIE O DUSZACH MOICH DZIECI NIGDY NIE ZAPOMINAM). CO JA MOGĘ ZROBIĆ Z TYM "MOIM SPÓŹNIONYM POWOŁANIEM" CZY TO NIE GRZECH TAK ROZPAMIĘTYWAĆ CO BY BYŁ GDYBY.. SKORO BÓG DAŁ MI CUDOWNE DZIECI I DOBREGO MĘŻA?