Della 22.01.2024 18:48
Miałam kiedyś problem z masturbacją. Mieszkałam jeszcze z rodzicami. Teraz żyję na swoim utrzymaniu. Od 2 lat nie zrobiłam tego. I nawet nie chcę, bo strasznie się czułam po onaniźmie. Jeśli już pojawia się potrzeba, wychodzę na dwór (przy dobrej pogodzie) albo ćwiczę. Wracając do tego grzechu, to zdarzał mi się on w samotności. Nie wiem, nie potrafię ocenić , czy byłam uzależniona. Ale kiedy widziałam, że mi się to wymyka spod kontroli coraz częściej to unikałam zamykania się w pokoju (jeśli już to zostawiałam drzwi na oścież otwarte a i nie wiem czy to pomagało) i siedziałam w dużym pokoju. Choć było to niekomfortowe,( bo jestem osobą mało towarzyską), przemęczałam się, siedząc z kimś. Wiadomo, że przy rodzicach czy siostrze tego nie zrobię ani w ogóle przy ludziach, w publiczności.
Czy teraz popełniam grzech, mieszkając sama? (W końcu kiedyś trzeba się od rodziców wyprowadzić). Czy jeśli kiedyś będę miała dzieci, to mam im zabraniać zamykać drzwi do pokoju, bo mogą to robić po kryjomu? Pokusa zawsze jest, ale pewnie inaczej jak ktoś sporadycznie upada lub w ogóle tego nie praktykuje (założę się, że wówczas teoretyczna tylko, tak jak z chodzeniem do knajdy - co innego pijak, a co
innego osoba pijąca alkohol okazjonalnie bądź niepijąca ) Dobrze rozumuję?
Kiedy walczyłam z ipsacją, jednak spałam sama w pokoju i czasami ( z otwartymi drzwiami) siedziałam w swoim pokoju i np czytałam książkę, by zająć czymś ręce. Czy mam się spowiadać z tego, że wtedy nie zapraszałam nikogo do pokoju na spanie? ( nie byłam już małym dzieckiem, żeby np z mamą spać).
Jednak wtedy gdy walczyłam z ipsacją,
Jest taka cnota: umiarkowanie. To obok roztropności, sprawiedliwości i męstwa jedna z cnót kardynalnych. I myślę, że kierując się nią nie należy w czynnościach życia codziennego dopatrywać się okazji do grzechu. Inaczej moglibyśmy chyba dojść do tego, ze w ogóle życie jest okazją do grzechu, więc lepiej się zabić i popełnić tylko ten jeden grzech...
Masz rację, że inaczej jest gdy do knajpy idzie ktoś, kto pije sporadycznie a inaczej, gdy zmierza do niej alkoholik. Ale nie jest oczywiście czymś, co można by nazwać szukaniem grzechem szukania okazji do grzechu to, że ktoś się usamodzielnia. Takie jest życie, człowiek w pewnym momencie decyduje się na ten krok. Może ktoś robi to, żeby móc popełniać różnorakie zło - nie tylko w zakresie szóstego przykazania - ale chyba nigdy nie powiedziałbym, że dorosły, pracujący już człowiek i sam się utrzymujący, szuka w ten sposób okazji do grzechu. A w Twoim wypadku w praktyce okazuje się, że nie stało się to dl Ciebie okazją do grzechu...
Co do szukania towarzystwa, zamykania drzwi i temu podobnych... Myślę, że jeśli ktoś w ten sposób walczy ze swoją pokusą, to w porządku. Nie wydaje mi się jednak, by trzeba było stawiać to jako wymóg. Nawet jeśli człowiek popełnia ten grzech ma przecież jednak prawo pobyć sam ze sobą. Musi nauczyć się panowania nad sobą i bez kontroli innych ludzi. Dlatego choć może to bywa szukaniem okazji do grzechu, to nie zobowiązywałbym nikogo, by w ten sposób walczył z pokusą... Radzić, owszem, ale nie żeby to traktować jak obowiązek...
Tak by to widział. Proszę nie doszukiwać się grzechu szukania okazji do grzechu w tego typu codziennych, zwyczajnych zachowaniach....
J.