Gość 04.12.2023 20:20
Podczas rodzinnego obiadu pojawił się temat wiary w Boga - starałem się obronić swój punkt widzenia, argumentując na korzyść chrześcijaństwa, Chrystusa, po czym jeden ze sceptycznych członków rodziny pyta: "A dlaczego twierdzisz, że to Bóg? Miałem filozofię na studiach i profesor mówił, że istnieje pogląd, według którego człowiekiem "sterują" maszyny. Więc mogą to być równie dobrze owe "maszyny', jak i Bóg".
Kolejny to, że "dusza" nie istnieje, istnieje tylko psychika.
Kolejny to to, że po śmierci nic nie ma, a ludzie stworzyli religię, aby zmniejszyć swój strach przed śmiercią
Kolejny: "Dlaczego wierzysz w Biblię, skoro to zostało zapisane już wieki temu i setki razy zmieniane przez tyle wieków"
"A ja równie dobrze mogę sobie wymyślić żółtego hipopotama w czerwone paski" i modlić się do niego jak do Boga.
A bo jest tyle religii na świecie, skąd wiesz, że Twoja jest prawdziwa, skoro jest tyle wyznań? Co ją odróżnia?
Po jakimś czasie mam zamiar mu odpowiedzieć:
To jaki jest sens wszystkiego, skoro fizycznie człowiek kończy się dwa metry pod ziemią w piachu i koniec? Po co żyć, zakładać rodzinę, wychowywać dzieci?
Jak dla mnie pierwszy argument jest nietrafiony, gdyż dotyczy "maszyn", a może równie dobrze kosmitów - ludzie uwierzą we wszystko, tylko nie w Chrystusa - tak mi się wydaje, tak jest najłatwiej.
Po czasie dochodzi, że jakakolwiek rozmowa nie ma sensu, bo każdy argument zostanie odbity jak piłeczka.
Jednocześnie martwię się o zbawienie mojej rodziny, w której jedynie dwie, trzy osoby praktykują. Jak temu zaradzić? Jak do tego racjonalnie podejść? Jak odpowiedzieć na poszczególne zarzuty z osobna?
Najbardziej w tego typu myśleniu zadziwia mnie to, że ktoś zakładający, że człowiek jest sterowany przez maszyny siebie z tego wyklucza; zakłada, ze jego wypowiedź jest wypowiedzią człowieka, którym maszyny widać nie sterują, Bo gdyby sterowały, to by nie był w stanie powiedzieć, ze to robią, prawda? No chyba że tak nim posterowały. Ale to by znaczyło, że jego pogląd ma co najwyżej takie samo znaczenie jak twój....
Dusza nie istnieje... A dowód? Jak nie ma, to pogląd, ze istnieje jest równie dobry, ze nie istnieje. Tymczasem mamy dowody na istnienie czegoś więcej niż materia, czyli także psychika. To wolność człowieka. Człowiek potrafi przyjąć cierpienie albo i nawet śmierć dla idei. Ewolucja czysto biologiczna miałaby do tego doprowadzić? Psychika ukształtowana w procesie ewolucji miałaby promować zachowania nie egoistyczne, ale altruistyczne? Dziwne.
Po śmierci nic nie ma... Jak w poprzednim. Dowiemy się po śmierci. Bez tego oba poglądy są równoprawne. I gorzej jeszcze dla niewierzących: zdarza się wielu ludziom, że doświadczają cudów prosząc kogoś, kto zmarł. Np. świętych. To też przypadek?
Biblia... To dzieło akurat zachowane najlepiej ze wszystkich dzieł starożytnych autorów. W wielu fragmentarycznie zachowanych odpisach, ale i w wielu, całkiem starych, bo z IV-V wieku całkiem kompletnych. Pogląd, że Bilblia biblia była setki razy zmieniana w ciągu wieków jest po prostu poglądem ignoranta, który nie ma pojęcia o istnieniu starożytnych rękopisów Biblii, na podstawie których wydaje się tzw wydania krytyczne, a na ich podstawie dokonuje tłumaczeń na współczesne języki.
Co do wiary w żółtego hipopotama jako boga... Podchodząc tak arogancko do sprawy mógłbym powiedzieć, że np. nigdy nie istniał Adolf Hitler, a ludzi tylko go sobie wymyślili. Kto mi udowodni, ze istniał? Co za problem powiedzieć, ze to wszystko jedno wielkie fałszerstwo wymyślone, by móc kogoś wskazacćjako winnego zbrodni II wojny i proszę mi udowodnić, że tak nie jest?
Uczciwie do sprawy podchodząc trzeba zbadać sprawę. Nie przeniesiemy się w dawne czasy, ale możemy zastanowić się np nad tym, dlaczego uczniowie, którzy niby widzieli Jezusa zmartwychwstałego, za te prawdę dali się zabić? Oszaleli czy co?
Więcej znajdziesz TUTAJ
J.