Monika 25.09.2005 18:40
Wiemy ze jestesmy słabi, ze sami nie jestesmy w stanie uniknąć grzechu. I dlatego potrzebujemy zbawienia. I tu nie do końca rozumiem... Dzięki Jezusowi otrzymujemy przebaczenie, ale nasza natura nie zmienia się, nie stajemy sie silniejsi... Czy to nie jest poniekąd oszukiwanie siebie? Po spowiedzi jestem tak samo złym człowiekiem jak byłam, tyle ze moje grzechy popełnione wczesniej juz nie są liczone. Prawidziwym zbawieniem byłoby chyba wybawienie od grzeszenia, dla mnie największym problemem jest słabosc, to ze wciąż upadam. Pewnie ze przebaczenie jest bardzo ważne, ale to jednak jakby połowa sukcesu. Ukradnę cos komus, potem przeprosze, on mi wybaczy, ale ja wciąż bede złodziejem. Sukces to sie nawrocic i nie byc złodziejem. Wiadomo ze jestesmy słabo i tak naprawde o wlasnych siłach nie odwrocimy sie od grzecu bo jestesmy słabi. Czy Jezus - moj zbawiciel - zbawia mnie tylko od kary za juz popełniony grzech, czy tez daje mi siłę do wakni z grzechem? Wciąż mowi sie o pracy nad sobą, o walce z grzechem. Pewnie ze jest potrzebna. Ale jesli to ma byc tylko MOJA praca nad sobą, jesli moje nawracanie sie ma byc tylko o moich siłach, to czy nie bęzie to zanegowanie tego ze potrzebuje Zbawiciela? Czym rozni sie taka praca nad sobą od pracy nad sobą ateisty? Skoro i ja i ateista walczymy tak samo z grzechem, walczymy sami, to co z potrzebą zbawienia, darmowego zbawienia z łaski?