16.06.2005 19:15
Fascynuje mnie postac św.Teresy z Lisieux. Wiem że nie mam obowiązku przyjmowac tego co ona pisze bo każdy ma swoją droge ale jednak chciałabym spróbowac ją zrozumiec. Bo jedna rzecz mnie bardzo dziwi, może nawet odpycha. Św.Teresa miała taki zwyczaj że kiedy pojawiało się cierpienie, nawet drobne, brała je na siebie i nie dzukała ulgi. Dla przykładu: w pralni ktos ochlapywał ją przypadkiem brudną wodą a ona uważała że nie powinna się odsunąc ani otrzec twarzy, a nawet uwazała to za błogosławieństwo i tego miejsca potem szukała. Ja rozumiem że różne cierpienia (w tym wypadku raczej niedogodności) mogą nam się przydac, ale wydaje mi się że chrześcijanin powienien znaleźc umiar między walką z nimi a przyjmowaniem ich. Tzn. kiedy boli mnie głowa to biorę śodek przeciwbólowy, ale póki nie zadziała to cierpienie przyjmuję skoro nic nie mogę z nim zrobic. Teresa natomiast przyjmowanie lekarst uznałaby pewnie za zło. Czy Jezus cieszy się kiedy cierpimy, nie chce żebyśmy szukali ulgi? Przeciez kiedy Maria Magdalena ocierała Mu twarz w czasie drogi krzyżowej On przed nią nie uciekał, ale przyjął pomoc...