Michał
22.08.2004 11:46
Czy ubieranie i kupowanie ubrań (na stadionie 10-lecia w Warszawie) które pochodzą z przemytu jest grzechem.
Odpowiedź:
Odpowiadający nie robiłby ze sprawy problemu. Trudno w takim wypadku powiedzieć o jakimś realnym złu. Wyjaśnijmy:
Co jest przemytem, a co nim nie jest, zależy od uregulowań prawnych obowiązujących w danym państwie. Całe zło przemytu polega na stwarzaniu (nieuczciwej?) konkurencji dla rodzimych producentów i - przy okazji - pozbawianiu państwa spodziewanych wpływów. Jeśli ktoś przewozi przez granicę np. dwie torby koszulek bez cła, to trudno powiedzieć, aby wyrządzał tym jakąś wielką krzywdę państwu. Co innego, gdyby rzecz dotyczyła wielkich ilości (np. cała ciężarówka).
Poza tym należy zapytać, czy cła rzeczywiście są uczciwe. Kiedy tyle się mówi o wolnej konkurencji, cła jawią się jako sztuczna bariera na drodze do wyrównania szans ludzi mieszkających w różnych zakątkach globu. W imię czego bowiem zabrania się zarabiać na handlu ludziom, którzy mogą wytworzyć swoje towary taniej? Traci na tym zarówno sprzedający, jak i konsument. Zyskuje rodzimy producent i państwo. To drugie zarówno cła, jak i to, że nie musi wypłacać tyle zasiłków dla bezrobotnych. Przy okazji ludzie są bardziej zadowoleni. Czy jednak można przykazanie miłości bliźniego ograniczać jedynie do swoich ziomków?
Państwu chyba też nie bardzo zależy na ukróceniu tego procederu (przemytu). Skoro wszyscy wiedzą gdzie można kupić tego typu towary, a nic się nie dzieje, to znaczy, że albo państwo uznaje to zjawisko za mało szkodliwe dla swoich interesów albo towary na bazarze zasadniczo jednak z przemytu nie pochodzą (nie zakładamy, że państwo jest w tej sprawie bezradne). A chcącemu nie dzieje się krzywda...
Tak więc kupowanie na bazarze towarów być może pochodzących z przemytu trudno uznać za grzech. Nawet jeśli utrudnia to życie jednym, to ułatwia innym, znacznie od Polaków biedniejszym...
J.