Wiśnia 555 20.09.2023 13:57
Piszę tutaj, bo gryzie mnie sumienie. Będąc na spacerze, zobaczyłam starszego mężczyznę z laską. Wołał co chwila "halo." Przypuszczam, że był niewidomy. Ja głupia bałam się podejść. Tyle się teraz słyszy o krzywdach wyrządzonych przez ludzi niby potrzebujących pomocy. Moje nieudzielenie pomocy nie było z pogardy, tylko ze strachu. Wiem, brzydko o sobie mówię. Poszłam jakby nic się nie stało :((((((( Usiadłam gdzieś daleko na ławce, w nadziei, iż przestanie krzyczeć i ktoś mnie wyręczy w pomocy. Bardzo egoistycznie postąpiłam. Przy najbliższej spowiedzi muszę ten grzech wyznać. Wiem, że istnieją 3 sposoby odpokutowania za złe czyny. (modlitwa, post, jałmużna) Lecz w tym przypadku to na pewno za mało. Jak mogę jeszcze to zadośćuczynić? Czy mam sobie karę wymierzyć? Czy muszę do końca życia żyć o chlebie i wodzie, chodzić w łachmanach jak np. Św Franciszek lub Św Aleksy i unikać wszelkich dóbr kosztownych i przyjemności?
Na pewno pokuta za ten grzech nie musi być tak surowa jak piszesz. Skoro zresztą Twoje postępowanie wynikało ze strachu, nie złej woli... Ktoś w końcu do tego człowieka podszedł? Ważniejsze: ktoś tamtędy przechodził i też nie reagował? Bo czasami ludzie zachowują się dziwnie i wcale nie potrzebują pomocy. To znaczy tak, ale to bywa problem psychiczny, czyli i tak temu człowiekowi nijak nie pomożesz... Nie wiem jak było.
J.