Adam Krupa 22.03.2004 12:57

Dzień dobry. Z góry przepraszam, ponieważ mój list jest długi.
Przejrzałem archiwum z pomocą wyszukiwarki. Mam nadzieję, że to wystarczy :) Moje pytanie dotyczy bioenergoterapii. Znalazłem na ten temat w archiwum 5 odpowiedzi, ale żadna nie dotyczyła mojego dylematu. Na dowód tego że się starałem przytoczę fragment jednej z odpowiedzi: "Parę lat temu nie byliśmy jeszcze świadomi niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą bioenergoterapia. Dziś wydaje nam się związana z magią czy okultyzmem. Dlatego wielu chrześcijan ostrzega przed tego typu praktykami. Niezależnie od deklaracji, jakie składa bioenergoterapeuta. Czasami, choć podaje się za chrześcijanina, okazuje się, że Chrystusowi wierzy w tym samym stopniu, co innym założycielom religii.... " - no właśnie, do tej pory miałem identyczne zdanie. Z bioenergoterapią spotkałem się osobiście pierwszy i ostatni raz mało świadomie, bo w wieku 6 lat (teraz mam 28). Pamiętam, że wtedy efekt leczniczy był, ale rzecz jasna jako chrześcijanina interesuje mnie nie czy to działa (bo efektów magii też przecież jako Kościół nie negujemy), ale czyją mocą się to dzieje.
O podejrzeniach co do bioenergoterapii dowiedziałem się dobrych kilka lat temu i od tej pory uważałem, że należy trzymać się z daleka, ponieważ Św. Paweł kazał odrzucić wszystko co ma choćby pozór zła. Rzecz w tym, że kilka dni temu trafiłem na książkę zawierająca opis badań przeprowadzanych przez Akademię Medyczną w Warszawie i Politechnikę Warszawską, Krakowską Akademię Medyczną a także jakiś Uniwersytet w Toronto, z których wynika, że bioenergia nie jest bynajmniej zjawiskiem nadnaturalnym. Książka jest poświęcona nie bioenergoterapii jako takiej, ale konkretnemu bioenergoterapeucie - Pawłowi Połoneckiemu. Badania są opisywane niejako przy okazji. Śmieszna rzecz - ten sam człowiek leczył mnie jako 6 latka. Nie chcę streszczać teraz treści książki, dlatego ograniczę się do danych bibliograficznych: Krystyn Herwy "Moc dotyku. Fenomen Pawła Połoneckiego"; wydawca "Tyn", Kraków 2001. Odniosłem wrażenie, że to co przeczytałem współgra w pewnym stopniu z teoriami prof. Włodzimierza Sedlaka. Wnioski z badań sprowadzają się do tego, że biopole człowieka można nie tylko zfotografować odpowiednimi technikami, ale również zmierzyć, a bioterapeuta o którym mowa ma po prostu pole silniejsze od przeciętnego człowieka ok. 10 krotnie - to miałoby tłumaczyć efekt terapeutyczny bliskości takiego człowieka. Bardzo serdecznie proszę o wypowiedź na temat , tego co jest tam napisane, chętnie poczekam nawet dwa tygodnie :) a opis badań znajduje się na pierwszych kilkudziesięciu stronach więc nawet nie ma potrzeby czytania całości. Nie ukrywam, że nie jest to dla mnie problem czysto teoretyczny, jeśli okazałoby się, że bioenergoterapia, przynajmniej w niektórych przypadkach jest bezpieczna dla duszy leczonej osoby, to chciałbym w ten sposób pomóc mojej córeczce. Nurtuje mnie to bardzo, bo boję się, że może zdarzyć się tak, że odrzucę tą formę terapii, a za 3 czy 5 lat okaże się, że jest ona tak samo naturalna jak ziołolecznictwo, czy tak samo akceptowalna jak przeszczepy organów, które to formy przecież również kiedyś były dla nas wątpliwe. Miałbym wtedy wielki żal do siebie, że nie pomogłem dziecku. Nie chodzi wprawdzie o jakąś dramatyczną sytuację - po prostu medycyna konwencjonalna ma do zaoferowania mojemu 17 miesięcznemu dziecku jedynie zabieg chirurgiczny na moczowodach, a wiem (wprawdzie od osób trzecich), że Paweł Połonecki leczył takie nieprawidowości jak u mojej córki. Jeśli dowiem się, że przedstawiona przeze mnie pozycja nic nie wnosi i Chrześcijanie nadal nie angażują się w takie rzeczy - będę spokojny. Pozdrawiam.

Odpowiedź:

Pomijając fakt, że nie mamy tej książki trzeba zauważyć, że nie jesteśmy upoważnieni do wydawania ostatecznych ocen, tym bardziej w imieniu Kościoła. Jedno jest pewne. Bioenergoterapia jest odwoływaniem się do nieznanych i niezbadanych sił, dlatego może (nie musi) być groźna. Trzeba o tym pamiętać, nawet jeżeli zajmuje się nią ksiądz...

red.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg