23.02.2004 15:37
Szczęść Boże.
Na początku bardzo chciałam podziękować za wasz serwis. Mam 21 lat i coraz częściej zastanawiam się nad sensem mojego życia. Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że właściwie wszystko w moim zyciu jest w porządku i w sumie to nie mam na co narzekać, ale mimo to nie czułam się szczęśliwa, bo czułam że czegoś jednak brakuje. Wiem, że to za Bogiem tak naprawdę "tęskniłam". Nie zrozumcie mnie źle. Jestem katoliczką. Nigdy w moim życiu nie było takiego momentu, w którym przestałam chodzić do Kościoła czy w ogóle zerwałam z wiarą. Tylko, że od pewnego czasu zaczynam inaczej na moje życie patrzeć. Dlatego ostatnio coraz częściej zaglądam na takie stronki jak wasza, aby umocnić i pogłębic to pragnienie zbliżenia się do Boga, jakie narodziło się w moim sercu. W tym miejscu jeszcze raz pragne Wam podziękować za tę stronkę. Czytając te pytania i odpowiedzi zdałam sobie sprawę jak wielu złych rzeczy nie zauważam w swoim życiu. I właśnie tu rodzi sie moje pytanie. Był taki okres w moim zyciu kilka lat temu, kiedy sie trochę pogubiłam w swojej wierze. Zrobiłam naprawdę mnóstwo głupich rzeczy, mówiąc szczerze - grzechów. I niby chodziłam do spowiedzi, choćby kilka razy w roku i właściwie wszystko jest ok, ale ja czuję, że tak naprawdę nie jest. Dzis po tych wszystkich przemyśleniach boję się, że do tej pory trwam w grzechu, byc może bardzo ciężkim. Zdaję sobie dziś sprawę, że idąc do wielu z tych spowiedzi nie zrobiłam właściwego rachunku sumienia, a często sama spowiedź też była daleka od ideału (myślę, że mnie rozumiecie - np. ciszej wypowiadałam niektóre grzechy czy też mówiłam je w taki sposób, aby brzmiały jakoś lżej). Dziś doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to było złe, bardzo złe, ale kiedyś, ja naprawdę nie wiedziałam o tym. Nie chcę sie usprawiedliwiać. Po raz pierwszy w życiu chcę być szczera - tak do końca. Wiem, że aby spowiedź była ważna trzeba żałowac za grzechy i ja za nie żałowałam, choć brakowało mi odwagi, a czasem chęci do szczerego ich wyznania. Teraz już sama nie wiem czy może do tej pory nie przystepuję do Komunii Świętej świętokradzkiej. Nie wiem, może przesadzam, ale skoro czuję sie z tym tak bardzo źle, to chyba rzeczywiście coś nie jest w porządku. Bardzo chcę to zmienić. Chcę się wyspowiadać, choć będzie to bardzo trudne. I właściwie to nie wiem jak to zrobić. Mam iść do konfesjonału, powiedzieć księdzu, że miesiąc temu byłam u spowiedzi (bo to prawda) a jednoczesnie dodać, że chcę się wyspowiadać jakby z całego życia? (oczywiście nie dosłownie, ale chodzi mi o te najważniejsze rzeczy). Przecież zanim opowiem mu ten "przydługi wstęp" to boję się, że mi powie, że chyba pomyliłam miejsca i w konfesjonale to się wyznaje grzechy a nie opowiada swoje życie. Naprawdę nie wiem co mam robić w tej sytuacji. Poza tym to taka spowiedź bedzie trwała bardzo długo i boję się, że ksiądz może nie mieć tyle czasu. Ja wiem, że moge poprosić księdza o spowiedź i po prostu "umówić" się z nim na jakiś konkretny termin, ale dla mnie to jest już wystarczająco trudne i chciałabym w pewien sposób pozostać "anonimowa" a poza tym myslę, że nie mam w sobie tyle odwagi, aby po prostu podejśc do księdza i go o to poprosić. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia. Ja boję się, że nie wytrzymam "psychicznie" tej spowiedzi i po prostu się rozpłaczę (a znając siebie trochę, wiem, że jest to mozliwe). Proszę doradżcie mi coś, bo sama sobie z tym nie poradzę. Ja przepraszam, że musieliście tego tak duzo czytać, ale niepotrafie napisać krócej. Dziękuję za cierpliwość. Szczęść Boże!