30latek 19.06.2003 21:36
Znajomy zakochał się w dziewczynie swojego kolegi – chyba z wzajemnością. Na przyjęciu urodzinowym coś między nimi „zaiskrzyło” – dziewczyna przytulała się do niego, obejmowali się (oczywiście w tajemnicy przed wszystkimi) być może dziewczyna „pozwoliłaby” mu na więcej, ale kolega „opamiętał” się i wyjaśnił jej, że to nie jest w porządku i że nie mogą się tak zachowywać. Dziewczyna chyba to też zrozumiała. Sytuacja jak z telenoweli.
Mimo to znajomy ma teraz ogromne wyrzuty sumienia i nie wie jak się do tej całej sytuacji odnieść. Opowiedział mi o tym, bo musiał się komuś wygadać. Problem w tym, że sam nie bardzo wiem, co mu na to odpowiedzieć. Mnie samego też bardzo „zainteresował” ten problem. Czy kolega dopuścił się jakiegoś wielkiego grzechu? Nie doszło między nimi do żadnego kontaktu seksualnego, nie wiem nawet, czy się całowali. Czy mimo to było to naruszenie 6. albo 9. przykazania? Czy można mówić o zdradzie w przypadku, kiedy nie jest się związanym węzłem małżeńskim? A może było to tylko nie „fair” w stosunku do tego kolegi? A może chwilowa słabość, którą w odpowiednim momencie znajomy był w stanie pokonać i nie powinien traktować tego w kategorii grzechu, lecz wręcz przeciwnie – pojawiła się pokusa, ale znajomy był w stanie powiedzieć „nie”?? Jak ocenić pod względem moralnym taki czyn? „Serce nie sługa”? Czy musi się z tego spowiadać? Jeśli tak, to jak nazwać taki grzech? Co powiedzieć księdzu w konfesjonale?
Problem wydawaje się dosyć „często spotykany”, ale sam nie wiem jak go rozgryźć. Bardzo proszę o odpowiedź. Dziękuję.