Gość 07.07.2023 16:41
Oprócz apokaliptycznej wizji w kontekście "nowego nieba i nowej ziemi" pojawia się w teologii mowa o odnowieniu obecnego stworzenia, które "jęczy i wzdycha w bólach rodzenia". Koncentrując się na drugiej z tych możliwości (chyba też za nią opowiada się większość współczesnych teologów), oznaczałoby to, że poparuzyjny świat, którego oczekujemy, jest światem obecnym, jednak gruntownie przemienionym, dostosowanym do nowego sposobu istnienia zmartwychwstałych. Oznaczałoby to więc najprawdopodobniej przemianę obecnej ziemi i nieba.
Z drugiej strony scenariusze współczesnej kosmologii nie są optymistyczne. Zwiastują różne katastroficzne scenariusze w odległej przeszłości. Teologia nie zaprzecza temu, co mówi nauka, jednak nauka nie może wypowiadać się na tematy, które nie są jej przedmiotem zainteresowania. Teologowie łączący wiarę i naukę na różne sposoby próbują argumentować to, jak sobie to wyobrażają. Jedni całkowicie odrzucają eschatologię, podporządkowując ją nauce, inni zaś tak operują swoimi metodami badawczymi, tworząc różnorodne hipotezy. Nikt nie wie, jak to będzie naprawdę - pytający nie oczekuje od Odpowiadającego jednoznacznej odpowiedzi, gdyż takowa nie istnieje, jednak mam osobiste przemyślenie, którym chciałbym się podzielić.
Skoro paruzja może nastąpić w każdej chwili, to z nią wiąże się również sąd i zmartwychwstanie. Nauka Kościoła mówi nam, że całe stworzenie przeznaczone jest do odnowienia, tajemniczej przemiany. Tak sobie myślę, że może nastąpi kiedyś wcześniejsza interwencja Boga. Że może w Swoim miłosierdziu uratuje on stworzenie, nie pozwalając na jego zniszczenie i tym samym nie pozwalając do spełnienia się katastroficznych scenariuszy kosmologicznych. Że istnieją w przyrodzie jakieś mechanizmy, którymi może posłużyć się Bóg podczas ostatecznej odnowy stworzenia - teologowie określają to jako tzw. "boska fizyka". Mam osobistą nadzieję, na to że "nowe niebo i nowa ziemia" będą tym samym kosmosem, obecną ziemią, ale gruntownie przemienionymi, odnowionymi, trwającymi wiecznie jako dom dla zbawionych, wśród których zamieszka Sam Bóg, przebóstwionymi, że stanie się odnowiona ziemia i kosmos (tj. nowe niebo i ziemia) wiecznym domem dla zbawionych. Że w sensie teologicznym niebo obejmie sobą w tajemniczej przemianie u końcu czasów niebo i kosmos, gdy w pełni objawi się Chrystus, dokona się Sąd Ostateczny, a wraz z nim nastanie Królestwo Boże?
Proszę nie traktować tej wypowiedzi jako wywodu w stylu świadków Jehowy i ich nauczania, czy jakichś pobudek konsumpcjonistyczno-materialnych. Wiem, że Bóg, a potem drugi człowiek są najważniejsi, jednak chciałbym zapytać, czy, według Odpowiadającego, przedstawiona przeze mnie refleksja ma sens? Zdaję sobie sprawę z tego, że próżno spekulować, dywagować, bo to nie ma większego sensu. Proszę jedynie o ustosunkowanie się do mojej wypowiedzi pod kątem wiary, teologii. Przecież niebo to niekoniecznie jakieś zaświaty, a myśląc o nowym świecie niekoniecznie - w sensie teologicznym - myślimy o czymś zupełnie nowym.
Wydaje mi się, że Pana wizji nie ma herezji. O ile oczywiście to odnowienie świata lokujemy w dniu powtórnego przyjścia Jezusa, a nie wcześniej. Jak będzie wyglądał ten odnowiony świat, jakie będę w nim obowiązywała prawa fizyki i biologi (mamy mieć przecież ciała) tego oczywiście nie wiadomo. Jednak pomysł, że Bóg ochroni nasz świat przez katastrofą - ot, choćby przed według praw przyrody pewnym pochłonięciem przez rozszerzające się w swojej agonii Słońce - nie wydaje mi się nie do pogodzenia z wiarą.
J.