Aragorn 25.05.2023 10:45
Szczęść Boże
Szukam odpowiedzi na problem jaki dotknęło moje małżeństwo, a tym samym i rodzinę. Jesteśmy małżeństwem od kilkunastu lat z czego od 3 lat w kryzysie małżeńskim i jest on z każdym dniem co raz poważniejszy. Zaprzestaliśmy całkowicie współżycia (nawet śpimy oddzielnie), nie łączy nas już więź duchowa, problemy przeniosły się na dzieci gdzie uważam, że każdy cierpi. Żona moja miała kierownika duchowego od 20 lat. Żona ma stwierdzone i potwierdzone przez lekarzy psychiatrów i psychologów zaburzenia, które należy leczyć aby na co dzień funkcjonować. Odmawia jednak leczenia gdyż kierownik duchowy wmówił jej, że nie istnieją zaburzenia, a to zły duch. Twierdzi, że kierownik duchowy uwolnił ją od zaburzeń po przez egzorcyzmy (nigdy nie był egzorcystą), ale w międzyczasie kilka razy na przestrzeni tych lat była u psychiatry czy psychologa gdzie z dokumentacji medycznej wynika, iż ma w dalszym ciągu zaburzenia i zalecenia dalszej diagnostyki oraz leczenia w poradni zdrowia psychicznego. Nie przyjmuje tego do wiadomości. Kierownik duchowy wmówił jej że jest w niej grzech pokoleniowy, dlatego musi do niego przyjeżdżać. Choć we współżyciu małżeńskim zawsze byliśmy zgodni, zawsze stosowaliśmy się do nauki Kościoła Katolickiego, pragnęliśmy oboje zbliżeń, które umacniały naszą więź, czego wyrazem były zwierzenia mojej Żony do ich przyjaciółek, to jednak kilka lat temu kierownik duchowy zaczął ingerować w to jak przezywamy akt małżeński. Zaczęło się od wmawiania mojej Żonie, że nie wolno stosować pieszczot we współżyciu np. nie wolno obsypywać pocałunkami ciała małżonka, bo do tego służą tylko usta, a reszta jest nieczysta. Robił to tak skutecznie, że Żona zrezygnowała z tego oświadczając, iż musi być posłuszna kierownikowi duchowemu. On z kolei negował każda moją wypowiedź gdy powoływałem się np. na o. Meissnera, Pulikowskiego, o. Knotza itd. To był jednak dopiero początek. W końcu stwierdził, że jesteśmy w wieku powyżej 40 lat i należy już wygasić współżycie małżeńskie, już nie przystoi w tym wieku. Gdy dopytywałem co w tym jest złego, że współżyjemy zgodnie z nauką Kościoła jak i również że współżyjemy 1-2 razy w miesiącu zaczął mnie oskarżać o seksoholizm jednocześnie twierdząc, że autorzy na których powołuję się są w błędzie, a tylko on zna prawdę. Gdy mówiłem, że w Piśmie Św. przecież nie ma ograniczenia co do wieku, twierdził, że tam w ogóle nie ma nic o współżyciu, a gdy mu przeczytałem to zmienił zdanie, że to jednak tylko do pewnego wieku, a powoływanie się na Pieśń nad pieśniami, to diabelstwo, błędna interpretacja teologów którzy są na usługach diabła. Żona oświadczyła, że musi być posłuszna kierownikowi, bo on chce jej zbawienia. On sam do mnie mówił, żebym z Żoną nie rozmawiał na ten temat, bo on kierownik duchowy już się wypowiedział i nie wolno zmieniać tego.
Prawdziwa tragedia dopiero nastąpiła. Zaczął (kierownik duchowy) wmawiać Żonie, że w naszym domu jest zły duch. Rozeznał, że jest w psie, bo ten zaszczekał na niego gdy zbliżył się do dziecka. Od tej pory „zły duch” towarzysze nam wszędzie. Nie chcesz jechać do księdza? Złu duch nie chce tego, bo wie, że ksiądz jest święty. To jego tłumaczenie. W końcu zaczął mnie oskarżać, że to ja jestem opętany i tak to trwa od 3 lat. Nie pomagają rozmowy z innymi księżmi z moją żoną, nie pomagają rozmowy i spotkania z księżmi egzorcystami. Żona idzie w zaparte, że kierownik duchowy rozeznał we mnie złego ducha i jestem opętany, że nie możemy być jednością przez moje życie w grzechu. Twierdzi że jak wyspowiadam się u jej kierownika duchowego to wtedy będziemy mogli ze sobą spać i współżyć. Dzieci będą zdrowe. Jeśli jakieś choroby pojawią się w rodzinie, twierdzi że to moja wina bo jestem opętany i zly duch atakuje dzieci. Twierdzi że najważniejszą osobą w jej życiu jest kierownik duchowy, a gdy pytam a co z przysięga małżeńską, odpowiada że wcześniej znała księdza i jemu przysięgała podpisaniem deklaracji o przystąpieniu do kierownictwa posłuszeństwo do końca życia. Gdy chciałem aby zostawił nas, moją Żonę i prosiłem go o to, odpowiadał, że nikt nie może zabraniać mu kontaktu z moją Żoną. Gdy mówiłem że zgłoszę to do kurii, poinformował o tym moją Żonę i zaczął jej wmawiać, że kuria stoi po jego stronie, a arcybiskup mnie nie przyjmie bo jestem nikim. Wypisywał smsy, że skończę jak Judasz bo doniosę na księdza, a ksiądz to Jezus. Żona w tym czasie wyrzucała mnie z domu jako opętanego i tak tłumaczyła dzieciom dlaczego tato nie może mieszkać w domu. Kierownik duchowy o wszystkim wiedział i nie reagował. Moje dzieci doświadczyły również przemocy psychicznej i fizycznej od tego kapłana. Przez ostatni rok, Żona była u psychiatry z powodu silnych myśli aby skrzywdzić jedno z naszych dzieci. Zalecenie leczenie w poradni zdrowia psychicznego. Oczywiście odmawia, bo wg niej kierownik duchowy ją uzdrowił. Była u kilku psychologów, gdzie zalecenia są te same, jak i stwierdzenie zaburzeń. Powiadomiłem o zachowaniu kierownika duchowego kurię, po kilku prośbach, dostał w końcu zakaz kontaktu jakiegokolwiek z moją rodziną. To jednak nie rozwiązuje problemu, gdyż dalej Żona uważa, że została uzdrowiona egzorcyzmami (wypowiada się tak dwukrotnie w dokumentacji medycznej) przez kapłana który nigdy nie był egzorcystą, a który jej to wmówił, jak i że nie istnieją tez choroby psychiczne, że ja jestem osobą opętaną przez ktorą działa w rodzinie zły duch, że jego prześladuję i niszczę świętego kapłana po przez donos do kurii jak i niszczę Kościół Święty i prześladuję księży (nie wiem jakich, nie mam żadnego konfliktu). Sam słyszałem jak mojej Żonie wmawiał, że jest święty, że osiągnął na ziemi świętość. Jak ja, dzieci, mamy żyć? Odnoszę wrażenie, że Kościół dając mu zakaz kontaktu i poprzestając na tym zachował się jak Piłat, umywając ręce, a problem dalej został. Czy komuś zależy w Kościele na ratowaniu tego małżeństwa i rodziny? jak żyć, jak ratować małżeństwo, rodzinę gdy ktoś jest przekonany o nieomylności kierownika duchowego, a przełożeni nic nie robią aby pomóc rodzinie?
Z Panem Bogiem
Trudna sytuacja, fakt... Myślę, że najlepiej by było, gdyby poinformować stosowne czynniki, że kapłan nie stosuje się do poleceń kurii. To jednak kwestia posłuszeństwa. Gdy ksiądz, zwłaszcza w takich sprawach, robi po swojemu, widać sam ma moralny problem. Pewnie też jakiś problem psychiczny, boć przecież tak się nie zachowuje zdrowy na umyśle człowiek...
A co na to proboszcz? Co wikarzy? Nie mogą jakoś, dla dobra wiary, włączyć się w tą sprawę?
J.