DrogaDoZycia 30.04.2023 13:21
Szczęść Boże. Od razu zacznę.
Mniej więcej rok temu można powiedzieć, że się nawróciłem. Ogólnie byłem wierzący, ale żyłem w grzechach ciężkich, nie chodziłem do Kościoła, ale nagle znikąd przyszła do mnie wiara i zacząłem się powoli nawracać. Wiadomo, że na początku nie było łatwo, ale tak po 5/6 miesiącach czułem wielką obecność Boga w moim życiu, dobrze znosiłem wszelkie cierpienia i nie narzekałem, chodziłem codziennie do Kościoła i się modliłem i choć byłem skrupulantem, to nie miałem wątpliwości, czy moja spowiedź była ważna, czy przyjąłem Komunię świętokradczo, ale byłem bardzo drobiazgowy i niby czasami jest to przydatne w dążeniu do świętości, ale czasami przesadzałem, jednak tuż po spowiedzi znów czułem się dobrze, uwolniony od wszelakich wątpliwości. Wydaje mi się, że szedłem dobrą drogą. Jednak zdarzyło mi się tak, że zbłądziłem, nasłuchałem się pastorów i odszedłem od Katolicyzmu, obrażałem go, znowu powróciłem do dawnych grzechów ciężkich, bo byłem wyznawcą Sola Fide(zbawienie bez względu na wszysto) i myślałem, że mogę grzeszyć dowoli, a i tak zostanę zbawiony. Po 3 tygodniach to się zmieniło, wróciłem znów do Katolicyzmu, odbyłem spowiedź generalną, jednak do dziś(już minęło ok. 7 miesięcy) nie czuje takiego stanu duchowego, jak wtedy(czyli tak gdzieś z rok temu). Tyle musiałem przez to łask stracić, tyle będę pewnie za to w czyśćcu cierpiał, bo miałem większą świadomość tych grzechów i będą mi dużo bardziej poczytywane i przez to moja droga do świętości się zatrzymała.
Mam pewne wątpliwości co do tego, czy moja spowiedź była wtedy ważna, bo była ona z kartki i ksiądz mnie za to na końcu upomniał, stresowałem się, zapomniałem o żalu za grzechy i jakieś mam wątpliwości, czy była ona na pewno ważna... Dlaczego? Bo nie czuję tej ,,duchowości", co wtedy i zastanawiam się, czy jest to spowodowane jakąś nieważną od tego czasu spowiedzią. Przy tej spowiedzi zapomniałem o żalu za grzechy, bo byłem zestresowany przy tej spowiedzi, ale nie miałem złej woli i chciałem się pojednać z Bogiem. Nie zataiłem celowo grzechu i zapomniałem o tym nieświadomie. Nie miałem świadomości nieważności tej spowiedzi. Teraz więcej narzekam, przy bólu od razu się niecierpliwie, więcej akceptuje grzechów lekkich, jakoś nie chodzę do Kościoła codziennie tak jak wtedy i nie spowiadam się tak często, tak jak wtedy. Wtedy miałem większą motywację do wszystkiego i ogólnie czułem się lepiej, a teraz już u mnie to znikło. Wiem, że nie tacy byli grzesznicy, co później się nawracali, ale sęk w tym, że ja jak byłem nawrócony, to gdzieś 10 miesięcy później znów odszedłem i byłem wszystkich grzechów świadom. Ja, który chodziłem do Kościoła codziennie, eliminowałem wszelkie drobiazgi w swoim życiu kilka miesięcy później dopuściłem się najgorszego, czyli odstępstwa od Katolicyzmu i powróciłem do grzechów ciężkich... 1 grzech ciężki tyle zła w duchowości wyrządza, a co dopiero kilkadziesiąt takich grzechów... Czym to wszystko jest spowodowane? nieważną spowiedzią?
Skoro motywacją do spowiedzi było - jak piszesz - pragnienie pojednania z Bogiem, to można powiedzieć że żal był. Spowiedź więc najpewniej była ważna...
Dlaczego nie doświadczasz radości z wiary... Nie wiem. Różnie to bywa. Może być spowodowane czymś, co faktycznie człowieka od Boga oddziela, czyli jakimś grzechem - zatajonym, nieuświadomionym. Warto jednak pamiętać, że religijne uniesienia są pewną łaską. Być może Bóg po prostu teraz Ci tej łaski nie daje. Czemu? Nie wiem. Nie musi to jednak mieć nic wspólnego z jakąś winą człowieka. Może być próbą ze strony Boga. No bo gdy praktyki religijne przynoszą radość, dają duchowe uniesienia, to człowiek nieraz wierzy bardziej dla tego dobrego samopoczucia właśnie, nie dla Boga. Kiedy wierzymy i wiarę praktykujemy mimo że przeżywamy "noc ciemną", to nasza wiara jest cenniejsza o tyle, że wybieramy ją dla niej samej, nie dla tych religijnych uniesień....
Życie wiary to przed wszystkim odpowiadanie "tak" Bogu. We wszystkim. I to mówienie "tak" decyduje o tym, jaka ta wiara jest, nie różne religijne uniesienia.
J.