Gość :) 28.11.2022 08:59

Ostatnio mam straszny niepokój co do tego, czy Bóg każe na porzucić wszystko co ziemskie. Wszędzie widzę jakieś zło, każda rzecz, która mnie interesuje wydaje mi się sprzeczna z wolą Bożą. Czasem się zastanawiam, czy nie lepiej po prostu poprosić Boga o jak najkrótsze życie na ziemi, bo perspektywa kilkudziesięciu lat bez jakiegokolwiek hobby i bez czegokolwiek co sprawia przyjemność jest prawie tak przerażająca jak piekło. Modlę się codziennie rano i wieczorem, często także w ciągu dnia, chodzę do kościoła, a mimo to nie czuje, aby Bóg dawał mi jakąś radość, jaką obiecywali ludzie twierdzący, że należy porzucić wszystko co ziemskie i zdać się na Boga. Często widzę znaki rzekomo pochodzące od Boga, mniej lub bardziej prawdziwe, ale czuję że wszystkie one każą mi porzucić dotychczasowe życie i praktykować jakąś radykalną ascezę. Co mam robić?

Odpowiedź:

Wola Boża to w pierwszym rzędzie przykazania. Tych zawsze należy słuchać. Jako wolę Bożą można też traktować różne zrządzenia losu: stało się jak się stało i nie bardzo mamy na to wpływ. Tak jest np. z chorobami. Co nie znaczy, że nie wolno prosić o zdrowie. Czasem bywa to bardziej złożone: okoliczności zmuszają do podjęcia takich, a nie innych działań. Ot, choroba osoby bliskiej, wywracają nieraz do góry nogami ludzkie plany. Owszem, można by je realizować, ale tylko pod warunkiem, że człowiek przestałby się bliźnim interesować. Ale jeśli kocha - a miłość jest pierwszym przykazaniem - nie można...

Co poza takimi sytuacjami jest wolą Bożą? Znacznie trudniej to rozeznać. I łatwo pomylić z jakimiś fałszywymi wyobrażeniami, także takimi napędzanymi przez nerwicę. A skoro tak, skoro to trudne, to Bóg na pewno nie będzie człowieka rozliczał z niezrealizowania takiej woli. Bo niby skąd człowiek miałby wiedzieć jaka ona jest?

Tak bywa z powołaniem. Nie trzeba się martwić, że ewentualne złe jego rozeznanie pociągnie za sobą Boży gniew. Przecież w tej kwestii nie wiemy czego Bóg chce, nie miewamy prywatnych objawień, prawda? Tego rodzaju wolę Bożą odkrywamy odnajdując w swoim sercu pociąg do tej czy innej drogi życiowej. Możemy się jej bać, ale jakoś jej właśnie pragniemy; pociąga ns, fascynuje, urzeka. I dlatego ten czy ów decyduje: chcę pójść do zakonu, chcę zostać księdzem. Albo inaczej: bardzo chcę z osobą, którą kocham założyć rodzinę, chcę mieć dzieci, chcę się z nią zestarzeć... To też jakiś objaw powołania (choć trzeba ostrożnego namysłu, bo może to być kwestia tylko uczucia zakochania).

Teraz popatrzmy co piszesz. "Ostatnio mam straszny niepokój co do tego, czy Bóg każe na porzucić wszystko co ziemskie. Wszędzie widzę jakieś zło, każda rzecz, która mnie interesuje wydaje mi się sprzeczna z wolą Bożą". Jak to się ma do powyższego?

Ano już widać. Na pewno nie powinieneś zabiegać o to, co jest grzechem. Tego Bóg nie chce. Na pewno nie powinieneś uciekać od tego, co jest Twoim życiowym obowiązkiem. Nie napisałeś ile masz lat, czy jesteś w związku małżeńskim czy nie... Ale powiedzmy tak: gdybyś miał żonę Bóg na pewno nie kazałby Ci jej porzucać. Bo przecież w sakramencie małżeństwa wam pobłogosławił na wspólnej drodze. Tym życiowym obowiązkiem może też być np. zatroszczenie się o niedołężnych rodziców. Słowem, chodzi o to, co jest obowiązkiem wynikającym z miłości bliźniego. Ale wszystko inne? Np. zainteresowanie sportem? Muzyką? Nawet grami komputerowymi? Jeśli nie ma zła, nie ma ewidentnego zaniedbania ważnych obowiązków wobec bliźnich, to czemu niby Bóg miałby od Ciebie żądać, byś z tego rezygnował?

Sedno odpowiedzi: gdyby Bóg chciał, żebyś to wszystko porzucił i się umartwiał, to pociągałoby Cię to, odczuwałbyś satysfakcję z takich wyborów, wewnętrzny pokój, a może nawet radość. Tymczasem co to powoduje u Ciebie? Niepokój, martwienie się i niechęć do życia. Nie, te pomysły o potrzebie radykalnej ascezy w Twoim wypadku na pewno nie mogą być od Boga. Zupełnie się więc nimi nie przejmuj.

J.

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg