Gość098 23.11.2021 10:02
Szczęść Boże,
Chciałbym odnieść się (zadając też kilka pytań) do odpowiedzi na moje pytanie pod następującym linkiem: https://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/6de938
1. Odpowiadający uważa, "Że materia wszystkich grzechów przeciw VI i IX przykazaniu jest z natury swojej ciężka to coś, co można przeczytać w każdym podręczniku teologii moralnej".
Otóż sam Odpowiadający kiedyś przyznał, że swoje odpowiedzi dotyczące etyki seksualnej opiera na podręczniku A. Kokoszka "Moralność życia małżeńskiego", Tarnów 1997. Ja nie czytałem nigdy tego podręcznika, ale podobno jest w nim napisane, że:
"Myśli - są grzechem, jeśli są dobrowolnie podtrzymywane; ciężkim, jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo >podniecenia, lekkim, gdy małe. Gdy myśl powstaje mimo woli, człowiek nawet na moment się nad nią zatrzyma, to >grzechu nie ma."
Z przytoczonego fragmentu jasno wynika, że jednak nie zawsze materia grzechów przeciw VI Przykazaniu Bożemu jest ciężka, ponieważ można też popełnić świadomie i dobrowolnie grzech lekki.
Jak odniesie się do tego Odpowiadający?
2. Jeśli chodzi o odpowiedź na moje pytanie dotyczące świadomego i dobrowolnego wyobrażenia sobie aktu seksualnego z podrywającą koleżanką, przyznam, że Odpowiadający nie zrozumiał dobrze kontekstu pytania. Tu nie chodzi o rozważanie czy zgrzeszyć (w tym przypadku zdecydować się na stosunek seksualny pozamałżeński, co oczywiście byłoby grzechem ciężkim). Może nie napisałem tego wystarczająco jasno, ale chodziło mi o sytuację, kiedy zarówno ta kobieta i mężczyzna są ludźmi głęboko wierzącymi i zainteresowani są jedynie współżyciem dopiero po ślubie. Ona nie namawia go do stosunku seksualnego, ale zwyczajnie go adoruje, ponieważ chciałaby, by został jej chłopakiem, później narzeczonym, a ostatecznie mężem. I on też nie zamierza popełniać żadnego grzechu ciężkiego, tylko po prostu wyobraża sobie w myślach PRZEZ KILKA SEKUND, WIELOKROTNIE, ŚWIADOMIE I DOBROWOLNIE akt seksualny z nią (oczywiście bez osiągnięcia orgazmu) po to, by upewnić się, że współżycie seksualne z nią w małżeństwie przyniesie mu satysfakcję, na którą przecież każdy człowiek zasługuje. Od tych wyobrażeń może zależeć jego decyzja czy zostanie jej chłopakiem (a może kiedyś mężem) czy też nie. Oni mogą w przyszłości stworzyć piękne i udane małżeństwo, więc powiedziałbym, że nie tylko takie wyobrażenia nie są grzechem ciężkim, ale wręcz przynoszą olbrzymie DOBRO, którym jest szczęśliwe małżeństwo.
A jeśli Odpowiadający uważa, że jednak nie mam racji, to prosiłbym Odpowiadającego o odpowiedź na pytanie na czym w takim razie powinien polegać rozwój miłości EROS w narzeczeństwie? Bo na pewno nie jest prawdą fakt, że miłość EROS w ogóle nie powinna rozwijać się w narzeczeństwie, a dopiero w małżeństwie. Gdyby tak było, to kobiety mogłyby chodzić w burkach aż do dnia ślubu i dopiero w noc poślubną mężczyzna mógłby zobaczyć jak ta kobieta wygląda. Wówczas decyzja o małżeństwie z nią nie byłaby na pewno świadoma i dobrowolna, ale byłaby jedną wielką rosyjską ruletką. I nie twierdzę wcale, że satysfakcja seksualna jest najważniejszym czynnikiem decydującym o wyborze żony (na pewno nie powinno tak być, choć jest to kwestia indywidualna i każdy ma do tego prawo jeśli przysięga tej kobiecie przed ołtarzem szczerze), jednak kwestie seksualne i pociąg seksualny to na pewno ważne aspekty małżeństwa. Bo na pewno nie jest tak, że każda kobieta podoba się każdemu mężczyźnie i odwrotnie. Kiedyś nawet media doniosły o tym, że pewien Arab, gdy tylko zobaczył swoją żonę w noc poślubną, natychmiast zażądał rozwodu. I chociaż jestem absolutnym przeciwnikiem rozwodów, to jednak staram się zrozumieć jego zażenowanie. Wystarczy do tego odrobina męskiej empatii, którą każdy mężczyzna powinien wykazywać.
Czy naprawdę Odpowiadający dopatruje się zła nawet w KILKUSEKUNDOWYCH, ŚWIADOMYCH, DOBROWOLNYCH WYOBRAŻENIACH AKTU SEKSUALNEGO, których celem jest wyłącznie Dobro wspólnego Małżeństwa, a nie przyjemność wynikająca z myśli samych w sobie? Wierzę, że Bóg, Który jest Nieskończoną Mądrością szerzej patrzy na człowieka i problem seksualności niż wiele podręczników teologii moralnej tudzież ich autorzy. Bóg potrafi ze wszystkiego wyciągnąć Dobro i podejrzewam, że woli, aby powstało szczęśliwe Małżeństwo, które będzie wydawało Dobre Owoce, niż aby rozpadło się ono z powodu seksualnej frustracji podyktowanej tym, że nie wolno było przed ślubem wyobrazić sobie współżycia z tą osobą i teraz jest, co jest.
Wiem, że niechciane myśli nigdy nie są grzechem. Wiem, że Odpowiadający pisał już o tym setki razy i naprawdę nie proszę Odpowiadającego, by raz jeszcze to powtórzył. Piszę o zupełnie innym problemie: o myślach chcianych, świadomych i dobrowolnych, ale krótkich i mających dobry cel (a przynajmniej nie prowadzących do poważnego zła).
Natomiast uważam, że nie jest dobrym porównaniem porównanie myśli nieczystych do bluźnierczych. Różnica jest zasadnicza. Jeśli ktoś kocha Boga, to bluźnienie Mu na pewno nie będzie sprawiało mu przyjemności (może być jedynie wynikiem myśli natrętnych), natomiast myśli erotyczne owszem taką przyjemność sprawiają, bo tak już jest skonstruowany człowiek. I nie ma to nic wspólnego z relacją z Bogiem. Chodzi po prostu o to jaki jest sens hamowania tych myśli w sytuacji kiedy nie przynoszą one żadnego zła, a wręcz przynoszą Dobro, o którym piszę powyżej? Nie tylko przynoszą Dobro, ale są wręcz konieczne dla świadomego wyboru żony/męża. Natomiast trudno doszukiwać się jakiegokolwiek Dobra w myślach bluźnierczych....
W drodze wyjątku, bo zwykle nie wikłam się tu w dyskusje...
1. Jest paradoksem, że atakowany jestem za rzekome wpędzanie ludzi w skrupuły (dotyczące nieczystych myśli), skoro od paru lat regularnie piszę tu, że nie chciane myśli, czy to bluźniercze i czy dotyczące spraw nieczystych, grzechem nie są. Jak pisałem wcześniej, nie jest sensownym sposobem na pozbycie się skrupułów stawianie sobie niższych wymogów moralnych, ale porzucenie lęku, że grzech można popełnić wbrew własnej woli. W wypadku myśli na uzmysłowieniu sobie że pojawienie się myśli w głowie a jej akceptacja to dwie różne sprawy.
2. Grzech, jaki by nie był, czy ciężki czy lekki, zawsze jest złem. Jest rzeczą dla mnie niezrozumiałą stawianie sprawy w ten sposób, że można sobie pozwalać na jakiś grzech, bo jest tylko lekki. I trzeba tylko uważać, żeby nie przekroczyć granicy grzechu ciężkiego.
3. Granicy między grzechem ciężkim a lekkim nie da się wyznaczyć centymetrem krawieckim czy stoperem. Trudno powiedzieć: możesz sobie 10 sekund wyobrażać stosunek ze swoją przyszłą żoną, ale 11 sekund - to już grzech ciężki.
4. Do do myśli nieczystych, w których ryzyko podniecenia jest wielkie albo małe... Proszę wybaczyć, ale jakoś nie mieści mi się w głowie, że dla młodego czy nawet w średnim wieku, zdrowego mężczyzny wyobrażanie sobie stosunku płciowego nie jest podniecające. No, chyba że chodzi o kontekst edukacyjny; przygotowującego się do egzaminów studenta medycyny. Że w takim wypadku ktoś mógłby patrzyć na sprawę bez emocji jestem w stanie zrozumieć...
5. Prawo do wyobrażenia sobie, czy z narzeczoną będzie mi dobrze podczas współżycia.... Mocno wydaje mi się, że nie trzeba do tego niczego sobie wyobrażać. To się po prostu czuje, odczytuje w tym, że ta osoba w codziennych kontaktach jest dla mężczyzny atrakcyjna, pociągająca... Przepraszam, ale brakuje tylko jeszcze, by kazać się narzeczonej rozebrać i oszacować co i jak...
Jeszcze dwa linki
http://www.rozmawiamy.jezuici.pl/forum/109/n/3818
https://opusdei.org/pl-pl/article/temat-35-szoste-przykazanie-dekalogu/
To moja ostatnia wypowiedź w tej sprawie. Proszę pamiętać, że zawsze może się Pan radzić spowiednika.
J.