Gość123 12.05.2021 20:15
Szczęść Boże,
mam problemy ze skrupułami, dlatego bardzo proszę o cierpliwość i rozwianie moich wątpliwości.
Niedawno miała miejsce taka sytuacja - pewna osoba w trakcie rozmowy powiedziała coś takiego: "Niedługo mam Pierwszą Komunię Św. swojego syna/córki i mam teraz dużo spraw na głowie; a ja mieszkam w takich stronach, że wszyscy się podniecają tą Komunią, jakby nie wiadomo co to było" (coś w tym stylu powiedziała). Ja słuchałam jej, mając uśmiech na twarzy i milczałam (a w głowie pojawiła mi się myśl, że ona lekceważąco odnosi się do Pierwszej Komunii Św.; że to co mówi jest tak jakby jej negatywnym stosunkiem do tego sakramentu, ale wstydziłam się stanąć w obronie wiary/ dopytać, co ma przez to na myśli i chciałam jakoś zmienić szybko temat). Ona dodała potem coś w stylu, że to się robi już prawie jak wesele i wtedy pomyślałam, że może wcale nie ma niczego złego na myśli, tylko chodzi jej o ten niepotrzebny zewnętrzny pokaz z okazji Pierwszej Komunii (czyli żeby się ludziom pokazać, organizacja wystawnych przyjęć, zapraszanie wielu gości, może bogate prezenty itp.). Ja wtedy powiedziałam coś w stylu: "A no tak, ludzie teraz imprezy z tego powodu robią w lokalach".
Po tej rozmowie miałam wyrzuty sumienia, że nie zareagowałam tak jak trzeba (wtedy, gdy myślałam, że ona lekceważąco odnosi się do sakramentu Komunii Świętej), wstydziłam się wyrazić swoje odmienne zdanie, w razie czego, stanąć w obronie tego sakramentu, chciałam szybko uciec od tego tematu. Pojawiła się myśl, że swoją postawą (milczenie z uśmiechem na twarzy), mogłam dać do zrozumienia, że się z nią zgadzam (że też uważam, że Pierwsza Komunia Św. to nic ważnego, że to tylko taki konieczny obowiązek itp.) Miałam wątpliwości, czy mogę następnego dnia przyjąć Pana Jezusa w Komunii Św. Te wątpliwości były duże, ale z racji tego, że wiem, że mam problemy ze skrupułami i że tak na prawdę nie wiem, co ta osoba miała na myśli, mówiąc te słowa, przyjęłam Komunię Św. Jednak potem pojawiły się kolejne wątpliwości, czy to nie była Komunia Św. świętokradzka. Po kilku dniach poszłam do spowiedzi, bo chciałam oddać to Panu Bogu w tym sakramencie i zakończyć tą spiralę wątpliwości. Chciałam wszystko szczerze wyznać, ale przyszedł taki starszy kapłan do spowiedzi (chyba trochę niedosłyszący) i zanim zaczęłam cokolwiek mówić, on coś mówił (ale nie słyszałam co), po czym zapukał w kratki konfesjonału (tak jakby na koniec spowiedzi). Ja trochę się tym zestresowałam, ale zaczęłam, mimo to, mówić po kolei swoje grzechy. Starałam się mówić dosyć głośno (żeby słyszał), ale też nie chciałam mówić zbyt głośno, bo za mną ludzie stali w kolejce. Wyznałam wszystko, ale przy tym grzechu z powyżej opisanej sytuacji nie bardzo wiedziałam, jak mam to zwięźle powiedzieć (a nie chciałam opowiadać ze szczegółami, bo przecież nie o to w spowiedzi chodzi). Właściwie nie wiedziałam jak nazwać konkretnie ten grzech i zaczęłam się plątać... Powiedziałam coś takiego: "Wstydziłam się swojej wiary, byłam nieautentyczna, nieszczera, mogłam dawać zgorszenie; miałam taką sytuację, że jedna osoba mówiła źle o Komunii Św, a ja milczałam, uśmiechając się, a nie zapytałam, co miała na myśli dokładnie" i przeszłam dalej do kolejnych grzechów, bo już wiedziałam, że i tak za długo o tym mówię. Na końcu powiedziałam też, że przyjęłam Pana Jezusa w Komunii Św. w dużych wątpliwościach, bo generalnie często mam wątpliwości, bo mam problemy ze skrupułami. Kiedy skończyłam, ksiądz powiedział coś takiego ogólnego, w stylu że upadki się zdarzają, ważne żeby z nich powstawać. Zadał pokutę i udzielił rozgrzeszenia. Kiedy odeszłam od spowiedzi miałam wątpliwości, czy dobrze się wyspowiadałam, ale rozum podpowiada mi, ze jest ok, że spowiedź jest ważna, bo przecież nie chciałam niczego zataić, ukryć, tylko sama nie wiedziałam jak to zwięźle nazwać. No i nawet jeśli ksiądz nie słyszał tego co mówiłam, to przecież mógł poprosić, bym mówiła głośniej lub coś powtórzyła czy dopowiedziała, a nic takiego nie mówił, więc chyba nie muszę się tym przejmować. Chciałam zapytać, czy mogę to już tak zostawić i nie wracać do tego (zostawić Bożemu Miłosierdziu), czy powinnam coś jeszcze przy kolejnej spowiedzi wyprostować, dopowiedzieć? Mam wrażenie, że ksiądz mógł nie zrozumieć o co mi chodzi, o jaki grzech chodzi, ale przecież Bóg wie o co chodzi i że chciałam to wyznać, tylko nie umiałam tego obrać w słowa (żeby nie rozgadywać się na spowiedzi). Dlatego czy zdaniem Odpowiadającego mogę to już zostawić i nie wracać do tej spowiedzi?
Nawet gdyby to, co Pani zrobiła było grzechem spowiedź byłaby dobra. Nie trzeba by jej powtarzać, bo wszystko powiedziała Pani najlepiej jak umiała, niczego nie chcąc zataić. Tyle że jestem przekonany, że to nie był grzech. Przecież ta Pani wyraźnie nie sakrament lekceważyła, ale całą otoczkę jego przyjmowania: organizowanie wielkich przyjęć, drogie prezenty. Oczywiście można się z jej opinią nie zgodzić, ale trudno uznać ją za grzeszna, deprecjonującą sakrament. Dlatego brak reakcji na jej twierdzenia też nie może być grzechem.
A Komunia w wątpliwościach... Osoba mająca problemy ze skrupułami traktowana jest inaczej, niż każdy inny człowiek. Zwykle obowiązuje zasada, ze w wątpliwości nie należy działać. Skrupulant wątpliwości powinien interpretować na swoją korzyść. Gdyby faktycznie popełnił ciężki grzech byłby tego pewien.
Nie było więc grzechu. Ale nawet gdyby był, spowiedź była dobra.
J.