Gość 06.04.2021 09:51
1. Szczęść Boże.
Moje pytanie będzie dotyczyło potępienia po śmierci. Wiele osób w tym duchownych przestrzega, że umierając w stanie grzechu ciężkiego lub jeżeli ktoś taił podczas spowiedzi grzechy ciężkie po śmierci idzie do piekła. I tak się zastanawiam bo np. mój mąż mimo, że chodzi do spowiedzi (rzadko) to mam świadomość że z pewnych grzechów się nie spowiada a chodzi o grzechy małżeńskie(...). Uważa że to są jego prywatne sprawy i nie widzi obowiązku spowiedzi z tych grzechów. Poza tym nie ma pełnego zaufania do księży aby się im z tego spowiadać. Wiara mojego męża jest dość słaba (rodzice męża nie są zbytnio religijni, więc nie bardzo miał od kogo przyjąć te wartości), jego rodzina bardzo rzadko chodzi do Kościoła a teraz w czasie pandemii nie chodzą w ogóle. Mąż mam wrażenie że do Kościoła i do spowiedzi chodzi bardziej ze względu na mnie. Staram się aby jak najczęściej się ze mną modlił, chodził do Kościoła, itp ale nie wiem jak mam zmienić jego podejście. Podobna sytuacja jest z moim bratem, kiedyś jego wiara była bardziej silniejsza, obecnie niektóre wydarzenia z jego życia doprowadziły do tego że jego wiara zanikła. Nie chodzi do Kościoła, nie spowiada się, żyje bez ślubu (ślub zaplanował za półtorej roku) a wiadomo, że w tym czasie wiele może się wydarzyć np. jakiś wypadek. Czy w takim wypadku obaj po śmierci trafią do piekła? Przecież każdy z nich w każdej chwili może umrzeć i z tak obciążonym sumieniem trafić przed Sąd Boży. Czy moja modlitwa może im w jakiś sposób pomóc? Nie są złymi osobami a ja bardzo bym nie chciała aby po śmierci zostali potępieni.
Takie jest nauczanie Kościoła: "Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem piekło" (Katechizm Kościoła Katolickiego 1033).
Kto więc umiera w stanie grzechu ciężkiego na pewno mocno naraża się na wieczne potępienie. Nigdy nie powinno się takiej sytuacji lekceważyć. Jest w tym wszystkim też jednak ważne światło nadziei. Po pierwsze takie, że żeby popełnić grzech ciężki trzeba popełniać wielkie zło w pełni świadomie i dobrowolnie. Sądząc po ludzku, kto zna nauczanie Kościoła, ale je lekceważy, popełnia grzech ciężki. Bóg jednak, które zna wszystkie zakamarki i pokrętności ludzkich serc, może widzieć sprawy łagodniej; może widzieć nie pełną świadomość czy nie pełną dobrowolność tam, gdzie według ludzkiej oceny owa świadomość i dobrowolność czynu są pełne. No i jest jeszcze jedno. Napisano w przytoczonym punkcie KKK "umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga". Gdy człowiek umiera wystarczy szczery żal, nie trzeba już spowiedzi. Czy człowiek, który lekceważył grzechy obiektywnie ciężkie, będzie w chwili śmierci do takiego żalu zdolny? Tego nie wiemy. Możemy jednak mieć nadzieję, że tak. No bo skoro Bogu zależy na wiecznym szczęściu człowieka, to może zrobić dla jego zbawienia więcej, niż potrafimy to dostrzec...
Z tych dwóch powodów - ewentualnej innej oceny ludzkich czynów przez Boga i możliwego żalu w momencie śmierci - Kościół nigdy o nikim nie orzeka, że został potępiony. A za tych, którzy wedle ludzkiej oceny umarli w grzechach ciężkich, każe się szczególnie gorąco modlić... Pani modlitwa za męża i brata może mieć tu szczególne znaczenie. Właśnie dlatego, że ich Pani kocha i nie chce ich potępienia. Dla Boga pewnie nie ma piękniejszej i bardziej ważnej prośby, niż włąsnie ta: o zbawienie bliźniego. Na pewno takich modlitw słucha...
J.