KNCh 14.12.2020 20:03

Witam
Parę miesięcy temu weszliśmy z kolegami tam gdzie nie powinniśmy wchodzić (...) i koledzy coś stamtąd wynieśli i parę rzeczy zniszczyli. Nie podobało mi się to i powiedziałem żebyśmy stamtąd poszli, jednak nie powiedziałem tego w sposób stanowczy, z lęku przed wyśmianiem i brakiem stanowczości. W końcu wyszliśmy z tego miejsca. Nie podobała mi się ta sytuacja, ale zostałem z nimi z ciekawości i może głupio to zabrzmi ale z chęci "nie przegapienia takiej akcji". Koledzy jeszcze mówili że jak ktoś się wygada, to za dobrze nie skończy. Nikomu o tym do tej pory nie mówiłem.

Gdy wróciłem do domu i przez parę następnych dni dręczyły mnie pytania, które teraz powróciły:
1 Czy popełniłem grzech w ogóle wchodząc do takich miejsc? Czy "włamanie"(bez zniszczenia niczego), ale z ciekawości jest złe? Mam tu na myśli np. opuszczone budowle.
2 Czy popełniłem grzech nie wyciągając ich stamtąd siłą, że tak powiem?
3 Czy ciągle grzeszę nikomu o tym nie mówiąc?
4 Czy muszę komuś o tym powiedzieć? (Jeżeli sprawa wyjdzie na jaw to na pewno się domyślą że to ja, ale mój lęk jest jakiś abstrakcyjny, natomiast nie chcę donosić, bo to się dla nich może źle skończyć i wolałbym żeby sami się przyznali, ale niestety raczej do tego nie dojdzie)
5 Czy tłumaczenie sobie, że to nie mój grzech, że akurat tego dnia z nimi byłem i to widziałem i nie powiedzenie o tym na spowiedzi, a przez co zatajenie i przyjmowanie komunii także było grzechem?

Ps. Ja i koledzy jesteśmy nastolatkami

Odpowiedź:

Na pewno wejście "tam gdzie nie wolno" samo w sobie grzechem nie jest, No, chyba ze chodzi o narażenie życia - np wejście do transformatora. Tu jednak doszło do wyniesienia pewnych rzeczy i do zniszczenia innych. Proszę skonsultować sprawę ze spowiednikiem i powiedzieć mu konkretniej, o co chodziło. Na pewno brak stanowczości czy niewyciąganie na siłę grzechem nie są. Ale jeśli powstały szkody...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg