Gość 07.09.2020 05:23

Mój znajomy jest homoseksualistą i katolikiem.

Wychowywał się w bardzo religijnej rodzinie. Jego mama i tata co tydzień chodzili na msze do kościoła i starali się wychować syna w swojej wierze.
On sam jest osobą, która przez nauczanie kościoła popadła w nerwicę. Miał przez długi okres czasu bardzo poważne problemy psychiczne. W czasach nastoletnich (po części przez nauczanie kościoła po części przez koszmar jaki zgotowano mu w szkole) chciał popełnić samobójstwo. Dążył do korzystania z terapii konwersyjnej, ale wszyscy psychologowie, psychoterapeuci i psychiatrzy u jakich był mu to odradzili. On sam jest załamany, bo ma problemy z utrzymaniem stałej pracy i podejrzewam, bo dowodów bezpośrednich nie mam, że ma problemy również z alkoholem. Mieszka zupełnie sam i unika ludzi z powodu swojego stanu psychicznego. Kiedyś tak nie było i mam wrażenie, że jego stan się pogarsza coraz bardziej Człowiek ten ma prawie 35 lat i jest wrakiem.

Jak zdaniem odpowiadającego można mu pomóc? Tylko proszę nie odpowiadać „modlitwą”, bo sama modlitwa tu nie wystarczy. Ta osoba jest niemal zupełnie zrujnowana pod względem psychicznym.

Odpowiedź:

Nie wiem. Gdyby leczenie ludzkiej psychiki było sprawą łatwą, to cała psychologia i psychoterapia nie byłyby potrzebne. Dopiero w terapeutycznej rozmowie okazuje się - i to przecież nie od razu i nie zawsze - jak można pomóc.

Najpierw trzeba by więc rozpoznać źródła problemów, bo myślę, że jest tego więcej niż bycie homoseksualistą. Zapewne owe złe przeżycia też odgrywają w jego dzisiejszym stanie jakieś znaczenie. Może jest tego wszystkiego więcej. Potem można by próbować to wszystko jakoś ponaprawiać. Oczywiście mowa o specjaliście, bo koledzy znajomi, to mogą oczywiście pomagać, ale pewnie nie wszystko wychwycą a i radzić pewnie nie będą umieli zbyt dobrze.

Myślę, że sam problem homoseksualizmu, o ile nie jest związany z innymi - np. z tym dokuczaniem otoczenia - nie jest jakoś szczególnie trudny do ogarnięcia przez człowieka. To znaczy tego, który takie tendencje w sobie odkrywa. Wystarczy pójść drogą czystości; być przyjaźnie nastawionym do ludzi niezależnie od ich płci. To zresztą także droga małżonków. Przecież też, poza sobą, nie powinni szukać miłostek czy tym bardziej seksualnych partnerów...  Drogą jest więc czystość. I wtedy chyba łatwiej zaakceptować swoją sytuację. Bo zawsze przed byciem mężczyzną czy kobietą jest się przecież człowiekiem. W tym żadna preferencja seksualna nie przeszkadza.

Paradoksalnie więc o sytuację kolegi obwiniałbym nie Kościół, który zakazuje, a dzisiejszą kulturę, która z seksu robi takie bożyszcze, jakby bez niego człowek był mniej wartościowy...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg