Gość 09.07.2020 01:06

Ostatnio nastręczył mi się taki problem... jako dziecko miałem sporą nerwicę natręctw (w sumie nadal jeszcze lekką mam), m.in. w pewnym momencie myślałem że Bóg "zmusza" mnie do kapłaństwa, że to moje powołanie niezależnie od tego czy tego chcę czy nie. Pojawiało mi się mnóstwo natrętnych, uprzykrzających życie myśli w tym temacie. Miałem wtedy jakieś jedenaście czy dwanaście lat. Trudno wgl mówić żebym jakoś świadomie rozkminiał życie w tym wieku. Męczyło mnie to okrutnie, aż pewnego dnia (nie pamiętam teraz tego po latach za dobrze) powiedziałem do krzyża "no dobra, jeśli dostanę jutro szóstkę w szkole, to zostanę księdzem". Specjalnie wybrałem taki dzień, żeby za nic nie szło dostać tej szóstki, były jakieś śmieszne przedmioty. Generalnie to, że jej nie dostanę miało być potwierdzeniem że nie mam powołania. Niestety, wuefistka wpadła na pomysł rzucania ocen za aktywność i dostałem tę nieszczęsna szóstkę... Strasznie mnie to wtedy wystraszyło jako dzieciaka. Tym bardziej przy nerwicy... Potem przeszło na jakieś trzy lata, aż wróciło ze zdwojoną mocą. Jak miałem piętnaście lat, na parafii u nas pojawił się jeden dość "ekstrawagancki" ksiądz, który z każdym prawie miałem na pieńku, prócz mnie. Generalnie dość się z nim skumałem. I pewnego dnia, na komersie po gimnazjum, na którym on był, powiedział do mnie: "Będziesz księdzem". Przypomniałem sobie swoją obietnicę i mało zawału nie dostałem. To był pierwszy tak silny atak nerwicowy, jaki pamiętam. Mdłości, szumy, zawroty głowy, kołatanie serca, potliwość, myślałem normalnie że umieram. Od tego momentu nerwica zaczęła się u mnie rozwijać na dobre. Dodam, że miałem jeszcze też ogromny problem z masturbacją i pornografią, która stawała się ucieczką od destrukcyjnych myśli. Zaczęły mi się w głowie natręctwa bluźniercze, o tematyce religijnej... Co wyniszczało mnie jeszcze bardziej, doprowadzając do zabrnięcia w takie rejony internetu, w które żaden normalny człowiek nie chciałby zabrnąć. I tak się doczołgałem do dnia dzisiejszego. Ze zmarnowanymi paroma latami życia, z nieustanną myślą, że jednak muszę wypełnić obietnicę z dzieciństwa, bo inaczej to nie da mi spokoju. Jestem człowiekiem nad wyraz honorowym, dotrzymuję danego słowa, no ale... kompletnie nie czuję pójścia na księdza. Mam inne pragnienia, wizje, chciałbym założyć rodzinę. Jestem już na etapie obrony licencjatu, myślę o magisterce za granicą, rozwijam się sportowo... Tylko ta szóstka tak mnie teraz męczy, że nie wytrzymuję. Złożyłem obietnicę, MUSZĘ ją wypełnić, inaczej nie będę szczęśliwy, z resztą honor nakazuje pójść do tego seminarium... Czy naprawdę muszę tę obietnicę wypełnić, bo inaczej nigdy nie uspokoję sumienia i nie będzie mi dane być wolnym od tych myśli i szczęśliwym?

Odpowiedź:

Trudno mi wchodzić w to, co dzieje się między Tobą a Bogiem. Ale tak oceniając po ludzku...

Wydaje mi się, że nie masz powołania. Przede wszystkim dlatego, że go nie chcesz, a obawa, że mógłbyś zostać powołany wywołuje u Ciebie aż tak silny opór, że mówisz o jakichś nerwicowych lękach. Wyobrażasz sobie, ze z takim nastawieniem mógłbyś być dobrym księdzem? Toż nawet gdyby Cię z seminarium nie wyrzucili, to pewnie na pierwszej parafii ludzie by odkryli, że strasznie się z kapłaństwem męczysz. A to nie pozwala być dobrym księdzem...

Myślę - mogę oczywiście nie mieć racji - że w prawdziwym powołaniu zawsze jest to "chcę". Mogę się tego bać, mogę się zastanawiać czy dam radę, mogę mieć inne plany, ale kapłaństwo musi pociągać, fascynować... Czyli musi być tak, że bez większego trudu przyjmujesz myśl, że pójdziesz tą drogą. Jeśli to wywołuje w Tobie takie negatywne emocje, to na pewno nie jest to prawdziwe powołanie. Możesz zresztą na modlitwie powiedzieć Bogu: jeśli chcesz dla mnie kapłaństwa, to spraw, żebym ja też chciał, bo na razie to byłoby bez sensu, byłby ze mnie marny ksiądz"...

Po drugie... Sprawa z tą szóstką miała miejsce, gdy miałeś 11 lat. Trudno podejmować wtedy odpowiedziane decyzje co do przyszłości swojego życia. Trudno by Bóg raz poczynioną wtedy w tym względzie obietnice potraktował jako zobowiązującą.

Po trzecie: mając problem z bluźnierczymi myślami, natręctwami, pornografią też nie bardzo nadajesz się na kapłana. By nim zostać musiałbyś to pokonać, zostawić za sobą....

Po czwarte.... Bóg nie rozlicza z wypełnienia powołania tylko z miłości.Pamiętasz co powiedział Jezus człowiekowi, który pytał Go o życie? Że ma zachowywać przykazania. To podstawa. Zostanie kapłanem, to dodatek. Twoje zbawienie zależy od Twojej wiary, która będzie przejawiała się także w dobrych czynach, a nie od tego, czy zrealizujesz jakieś powołanie. Kochaj, to podstawowe powołanie każdego człowieka, które realizować można na wielu różnych drogach....

I na koniec... Powtórzę: może nie mam racji. Ale wydaje mi się, kiedy patrzę na to, co się w Twoim życiu podziało, że ta historia z szóstka była zbiegiem okoliczności, w który sprytnie wplątał się diabeł. Nie wiem czy tak faktycznie jest, ale piszesz, że od lęku przed powołaniem wzięły się Twoje kłopoty. To z tego powodu brnąłeś w te nieciekawe rejony internetu, z tego powodu pojawiło się wiele zła. Gdyby to był znak od Boga, zyskałbyś chyba raczej pokój, radość. Może i jakieś przeciwności, ale nie aż taki lęk, który paraliżuje Twoje życie. Oczywiście za słabo Cię znam, żeby wiedzieć, na ile obiektywnie opisałeś swoją sytuację a na ile przez zwrócenie uwagi na problem wykoślawiłeś w moich oczach obraz samego siebie. Może to margines, a ja pomyślałem, ze to w Twoim życiu dominuje. Nie wiem. Ale nie wydaje mi się, by to było Boże.

Odrzuć więc myśl o powołaniu do kapłaństwa.. Zacznij myśleć, ze przecież powołany jesteś, jak każdy, do świętości, Która drogą przez życie byś nie poszedł.

J.



 

 

taką drogę.

 

e, czy

 

Na pewno gdy ma się 11 lat nie można odpowiedzialnie podejmować decyzji o zostaniu księdzem. Zwłaszcza gdy znakiem powołania miałaby być szóstka z jakiegoś przedmiotu.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg