ゲスト 08.05.2020 10:35
Mam taki problem od wielu lat. Sprawia mi duże cierpienie. Wchodzą mi na język, i są już jakby w krtani i chcą być jakby już wypowiedziane, najgorsze wulgaryzmy na Pana Boga, Jezusa, Boga Ojca, Ducha Świętego, Maryję i całe Niebo. Kiedyś walczyłem z tym tak, że szczypałem swoje ciało, lub mówiłem „idź precz szatanie”.
Nie wiem jednak czy można mój problem zakwalifikować do pokusy czy natrętnych niechcianych myśli. Wydaje mi się, że te wulgaryzmy, które powstrzymuję, wychodzą z mojego serca.
Te wulgaryzmy zaczęły wchodzić na mój język, choć ich do dziś ani razu nie wypowiedziałem, gdy wiele lat temu, moje serce zaczęło napełniać się uciskiem, i byłem prześladowany przez Słowo z Pisma, że zakopuję talent i że się boję, a Pan Bóg niedługo przyjdzie, a ja cały czas się boję robić to co rzekomo ode mnie wymaga, i jak tego nie zrobię, to powie do mnie ostro, że mam iść do piekła. Zanim zaczęło mnie prześladować to Słowo o talentach, miałem wielką Miłość do Pana Boga Ojca, Jezusa, i Ducha Świętego, cieszyłem się tym jak mnie Kochają, i chciałem biegać po świecie i każdemu mówić, co Bóg dla mnie zrobił i jak jest Dobry. A co zrobił dla mnie? Odpuścił mi wszystkie grzechy. Chciałem mówić każdemu, że znam Boga, że znam Go z tylko jednej cechy, jednej rzeczy jaką mi uczynił – mianowicie, że przebaczył mi – że po tym Go poznałem.
Jednak pojawił się nowy obraz Pana Boga. Bóg zaczął wyglądać jak ten co wymaga niemożliwego, że jak zakopię talent bo jestem tchórzem, to mnie wrzuci do piekła. A ja chciałem pić jeszcze mleko i wzrastać spokojnie w Bogu, bo byłem dopiero noworodkiem. A Bóg okazał się taki, że mnie - jakby dopiero poczętą zygotę - wrzuca do huty stali i każe jej tam pracować na chleb – mówiąc obrazowo. I przestaje karmić piersią, mlekiem przez długie lata dorastania. Nie, ten Bóg, z tego obrazu nowego, chciał bym jadł mięso i pracował w duchowej hucie stali, jako zygota.
Wtedy pamiętam, wraz z tą nagłą ostrością i niewyrozumiałością Boga, zaczęły się pojawiać w moim gardle wulgaryzmy, które tłumiłem. Dlatego uważam, że nie są to natrętne myśli czy niechciane myśli. One wychodzą z mojego serca i są ode mnie i są spowodowane tym obrazem Pana Boga. Związane są z tym gniewem jaki ja mam na tego Pana Boga, na ten Jego Obraz. Może ich nie chcę (tych wulgaryzmów), ale uważam, że wychodzą z mojego serca, nie są nasyłane jakoś z zewnątrz.
Myślę czasem, czy uwolnił bym się od nich, jakby pozwolił im wyjść i zacząłbym przeklinać Pana Boga, wyzywać, bluzgać, dać temu wszystkiemu ujść. Ale mam strach, że może to będzie już „koniec dla mnie” i będę przekreślony u Boga. Ale może okazało by się, że Jemu by się to spodobało, bo sprzeciwiłbym się tak Jego fałszywemu obrazowi, który mnie prześladuje od tak wielu już lat.
A od tylu lat tłumię to w gardle i na języku i nie wypowiadam na głos.
Jest taki film pod tytułem „Milczenie”, Martina Scorsese, z 2016 roku, w którym główny bohater, ksiądz Jezuicki nadeptuje na obraz Jezusa (składają się na to wszystko wydarzenia całego filmu, nie umiem tego w skrócie napisać). Na katolickiej stronie Stacja7 jest takie krótkie zdanie w recenzji:
„Reżyser w mistrzowski sposób próbuje złamać widzów i siebie. Pokazuje, że wyparcie się wiary nie jest i nie musi być alternatywą – mówi duchowny. Zauważa, że przekaz filmu nie jest jednoznaczny, żeby mówić, że ktoś się ewidentnie wiary wyparł. – Przekonujemy się, że o wierze często nie świadczy zewnętrzność, a koherencja wewnętrzna.”
Tu jest więcej o tej recenzji na stronie Stacja7, jeśli Pan nie zna tego filmu:
https://stacja7.pl/film/milczenie-martina-scorsese-medytacja-o-wierze/
A tu jest ta scena z filmu:
https://www.youtube.com/watch?v=wf0-wv2awkY
Czy ja, na podobnej zasadzie, powinienem nie tłumić tych wulgaryzmów, i dając im wyjść przekonam się, że Bóg chce bym je wypowiedział? Nie chcę, aby to było jakieś wystawienie Boga na próbę, w sensie czy się On obrazi czy nie i jak zareaguje. Ja mam to cierpienie w sobie, że ciągle mi te wulgaryzmy przychodzą do gardła, bo mam taki obraz Boga i presję jakąś ciążącą na mnie z Jego strony – i bardzo chciałbym się od tego uwolnić, i może znów w spokoju pić mleko i dorastać w Bogu. Czy powinienem pójść gdzieś na pole, gdzie nikogo nie ma i wykrzyczeć na tego Boga wszystko to co mi z serca wychodzi, całe to napięcie, strach, wulgaryzmy? Krótko ssałem mleko, i odebrano mnie od piersi Boga i kazano pracować w hucie stali jako noworodkowi, a może nawet zygocie.
Z cisnącymi się na usta słowami, w przeciwieństwie do myśli, walczyć chyba dość prosto. Wystarczy trzymać język za zębami. A skąd to pochodzą czy z serca czy nie, nie wiem. Radziłbym też w takich chwilach błogosławić Boga. Na zasadzie przeciwieństwa: im mocniejsza pokusa, żeby Boga obrażać, tym bardziej ustami Boga chwalić i słaniać też do tego swoje serce...
J.