Gość 02.05.2020 11:55
Około 10 lat temu byłam w szpitalu z powodu anoreksji i później też miałam terapię. Oklamywalam wtedy lekarzy, rodzinę i osoby, które współuczestniczyły w terapii na temat mojego prywatnego życia - kłamałam, że miałam chłopaka który mnie zostawił, obarczalam go różnymi złymi rzeczami (np. narkotyki), a tak naprawdę wcale tak nie było. Byłam nieszczęśliwie zakochana w kimś kto nie był mną zainteresowany i z powodu urażonej dumy wymyśliłam sobie te historie. Z tego co mi się wydaje te osoby, którym to opowiadałam nie znały tego człowieka. Wiem, że źle zrobiłam i choć minęło już dużo lat to dręczy mnie to. Czy powinnam teraz napisać tym wszystkim osobom o swoich kłamstwach? Nie wiem czy będę w stanie wszystkich odnaleźć... Kiedy byłam u spowiedzi po długim czasie to ks powiedział, zebym nie wracała do przeszłości, ale czasami przypominają mi się jakieś grzechy co do których nie jestem pewna czy o nich mówiłam.
Moim zdaniem nie ma potrzeby prostowania tego wszystkiego. Skoro nie było wiadomo o kogo chodzi, nikt konkretny nie został oczerniony. I trzymałbym się zalecenia spowiednika, żeby nie wracać do przeszłości... Bo jak to w sobie człowiek rozkręci, to dochodzi do czystego szaleństwa. Najpierw obawia się, ze nie wyznał grzechu nie mogąc nieraz pamiętać, czy wyznał czy nie), potem zaczyna si zastanawiać, czy dość dokładnie i tak ciągle na nowo, ciągle na nowo. Stanowczo trzeba pójścia w takim kierunku unikać. Spowiednik powiedział nie wracać? To nie wracać. On otrzymał w sakramencie kapłaństwa władze odpuszczania grzechów, on sprawę bierze na siebie.
J.