A6 30.03.2020 15:40

"Opuszczenie raz wieczornej modlitwy, nawet w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie nie jest grzechem ciężkim. To na pewno. Ale czy nie jest żadnym, najmniejszym grzechem? Albo taki grzech zaniedbywania rozwijania swojej wiary. Ile czasu - w miesiącu, w tygodniu, a może i codziennie - trzeba poświęcać na sprawy religijne, żeby powiedzieć, że wszystko zrobiło się tak, że lepiej nie można? Czy jeśli dużo mówię do Boga, ale nie odmawiam różańca, to jest idealnie? Albo jeśli odmawiam różaniec, ale nie czytam Pisma Świętego: to jak? Albo na odwrót: czytam Pismo, ale nie odmawiam różańca...

I w tym tkwi problem z zadanym pytaniem: czy nie jest to żadnym grzechem"
Czy w takim razie takie nieodmawianie różańca czy nieczytelnie Biblii jest grzechem? Czy jednorazowe opuszczenie modlitwy jest grzechem? Jakby tak patrzyć to nic nie można by zrobić (albo nie zrobić) a i tak popełnimy grzech. A może takie podejście że wszędzie jest grzech jest grzeszne? No to czy da się jakoś przeżyć dzień żeby nie zgrzeszyć? Gdzie jest granica między zachowaniem umiarkowania w osadzaniu co jest grzechem a usypianiem sumienia?

Odpowiedź:

Chodzi o to, by nie koncentrować się na unikaniu grzechu, a dbać o dobro. Nie należy pytać, czy grzechem będzie jak się nie pomodlę, jak nie modlę się na różańcu, jak nie poczytam Pisma Świtęgo itd itp. tylko modlić się, odmawiać też różaniec i siegnąć choćby od czasu do czasu do Pisma Świętego. Czy w relacjach z drugim człowiekiem ograniczamy się do tego, żeby nie popełnić żadnego grzechu? To czemu traktować tak Boga: dawać Mu tylko tyle, żeby nie było grzechu. To nie jest chrześcijaństwo, ale jakiś chory egoizm, który jak ie ma nad sobą bata, niczego dobrego nie zrobi....

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg