Ona30 27.08.2019 09:11
Dzień dobry. Proszę o poradę. Od kilku lat walczę z załamaniem nerwowym w związku ze śmiercią narzeczonego i co za tymi idzie samotnością. Jakiś czas temu poznałam kogoś. Właściwie to on mnie znalazł. Rozumiemy się bez słów, ciągle śmiejemy i oboje czujemy że to jest coś "ważnego". Niestety jest on po rozwodzie. Rozwodzie cywilnym bo jak wiadomo w kościele nie ma rozwodów, a więc wciąż wg Kościoła jest związany z kobietą z którą tak na prawdę w życiu nie łączy go już nic. W związku z wpojoną mi wiarą, czułam się nieswojo, balam się konsekwencji tego związanych z moją wiarą. Bo to tak jakbym stała między mężem a żoną, których tak na prawdę już nie ma. Postanowiłam mu o tym powiedzieć i aktualnie ta znajomość stoi na skraju istnienia. Nie czuję jakoś specjalnie ulgi wewnętrznie. W psychice jest tylko to że zrobiłam zgodnie z moją wiarą (choć nie wiem czy nie mam wątpliwości co do tego) ale kłòci się to z moimi uczuciami i chęciami. Wiem też że w jakiś sposób Go ranie. A co jeśli odrzucam to czego tak bardzo potrzebuje i już więcej nie będzie mi to dane? Proszę o poradę i ewentualnie rozwianie moich wątpliwości.
Jestem osobą wierzącą. Dlatego zawsze będę uważał, że człowiek choćby nie wiadomo co, powinien słuchać Boga. Także gdy chodzi o sprawę wiązania się z rozwodnikiem. Nie mogę Pani obiecać, że spotka Pani kogoś innego i że do Pani życia wróci szczęście. Nie mogę, bo różnie to być może. Ale wiem, że słuchanie Boga ma zawsze ogromny sens. Zwłaszcza z perspektywy wieczności.
To życie na ziemi można po ludzku stracić. Zresztą... tak czy siak kiedyś będziemy się musieli z nim rozstać, wszystko zostawiając. Ale gdy trwamy przy Bogu, zycie stracone nie jest.
Tak myślę, tak uważam. I w takim postanowieniu bym Panią utwierdzał.
J.