Gość 18:54 14.08.2019 18:53
Dręczą mnie i przygaszają i podcinają skrzydła takie „drugie myśli”. Mam pomysł i ochotę, że: "o mam ochotę na kebaba, mam na niego smaka, mam na to ochotę, pójdę w tamto miejsce i kupię, będę miał satysfakcję i będę wdzięczny Bogu". A po chwili ten entuzjazm na tę ochotę mija i przychodzi myśl, że: "jesteś obżartuchem, e tam, ten kebab to marność, źle jest zjeść z przyjemnością, grzeszysz, uciekasz się do przyjemności, to strata czasu, Bogu się to nie podoba". I tak przez to nie ma we mnie wdzięczności Bogu za wiele rzeczy – lecz poczucie winy i ciągła frustracja i jak w tej piosence: „I can’t get no satisfaction” – nie pozwala mi to być wdzięcznym, a wdzięczność kojarzy mi się z satysfakcją. Bo nagle jestem przygaszany przez "second thoughts".
Czy to szatan mnie dręczy? Za nic nie jestem wdzięczny, cały czas czuję winę i że nic nie ma sensu. A mam chwilę taki entuzjazm, że mam na coś ochotę, że to będzie dobre i da mi satysfakcję, i mam takie marzenie, że będzie ta satysfakcja, że to się Bogu podoba i chce On tego i chce On bym był za nawet małą rzecz taką, na którą mam ochotę wdzięczny i usatysfakcjonowany. Ale te drugie myśli, wątpliwości przychodzą i nawet jak nie pójdę na tego kebaba, to po chwili tej ochoty, wszystko jest przygaszane i nie idę tego realizować, lub idę z wielkim niepokojem i brakiem satysfakcji, objadając się bez umiaru, szukając satysfakcji która nie przychodzi. A chciałbym zjeść z wdzięcznością małą śliwkę i podziękować z satysfakcją wiedząc, że Bóg mnie kocha. Ciągle ucieka mi ta chwila, ta ulotna chwila satysfakcji i wdzięczności Bogu. Może dlatego to wszystko bo nie wierzę, że On mnie kocha i ma dla mnie plan i uratuje mnie. Że ciągle mam Jego Obraz jakiś zepsuty, wrogiego Boga? Ciągle te drugie myśli oskarżają mnie i podcinają skrzydła. Jest tak na wielu płaszczyznach. Nawet ten list - (i wiele innych które chciałem tu napisać, ale pomyślałem, że to bez sensu i nie wysłałem ich) - ten list piszę i to, że go teraz piszę wynikło z nagłego poczucia entuzjazmu, że to dobry pomysł, że napiszę tu i podzielę się i mam entuzjazm i nadzieję na radę, że jakoś w innych sferach związanych z tym problemem drugich myśli podcinających skrzydła, też coś się poprawi. Ale właśnie już znów mnie nachodzą myśli, że może to nie ma sensu, że może źle robię pisząc w ogóle tu i w ogóle pisząc o tym, że może źle robię, albo nie wiem co, że za dużo słów, za bardzo zawiło piszę, albo jakaś zbędność, albo że to się Bogu nie podoba. A miałem przez moment taki „power”, że: „tak to jest to, napiszę, mam ochotę, to będzie dobre, mam nadzieję na pomoc, będzie coś dobrego z tego”. A teraz znów nagłe wątpliwości i strach i poczucie czegoś złego, że jestem opuszczony, że to nic nie pomoże. Mimo to wyślę ten list, ale bardzo źle się już teraz czuję, po napisaniu tego wszystkiego.
Z Panem Bogiem.
Zwątpienie, rezygnacja, zwłaszcza gdy chodzi o rezygnację z wdzięczności Bogu nie są z ducha Bożego. Jak masz ochotę na kebaba - zjedz i dziękuj Bogu. Jak na śliwkę - też. Obżarstwem jest jeść za dużo, ale to nie znaczy, że kto zje trochę więcej niż zwykle zaraz grzeszy. Problemem jest, gdy się je, choć wyraźnie szkodzi. Jest też problem istotniejszy, dziś w naszych realiach rzadko występujący: jedzenie tyle, ze nie starcza innym. Chodzi o rodzinę, o przyjaciół na wspólnym wyjeździe. To jest problem. śliwka czy kebab dodatkowo - nie.
No i zgłodniałem od tego pisania o jedzeniu :)
J.