Gość 07.01.2019 11:46
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Jestem kobietą, mam 28 lat i od paru miesięcy jestem szczęśliwa narzeczoną. Od niedawna też zamieszkaliśmy razem z narzeczonym. Planujemy ślub, ale najpierw musimy znaleźć sale, zespół itp i pod to ustalić konkretną datę ślubu więc póki co takiej nie ma. Na Święta Bożego Narodzenia poszłam do spowiedzi. Po raz pierwszy spotkałam się z tym, że spowiednik wypytywal mnie o szczegóły grzechów związanych z nieczystościa. Bardzo się tym zestresowalam, gdyż dla mnie to delikatna sprawa. Tak naprawdę mało co pamiętam z tej spowiedzi, bo w takich byłam emocjach, nawet nie potrafię powiedzieć jakie grzechy dalej wyznałam, chociaż wcześniej dobrze się przygotowywałam. Na koniec spowiednik zapytał mnie czy mieszkam z chłopakiem, ze strachu i z powodu całego zdenerwowania powiedziałam, że 'nie'. Dostałam rozgrzeszenie. Akurat jak wychodziłam z konfesjonału zaczęła się Komunia Św. więc nie zastanawiając się poszłam i przyjęłam Eucharystie. W Boże Narodzenie też przystąpiłam do Komunii. Miałam wątpliwości co do tego czy robię właściwie, ale nie wyobrażalam sobie Świąt bez Jezusa przyjętego w postaci Komunii, wierzyłam że On mnie uleczy. Teraz jednak z czasem mam coraz większe wyrzuty sumienia, boję się że popełniłam swietokradztwo, nie chciałam niczego złego, nie chciałam zrobić tego na pokaz, po prostu czułam potrzebę bliskości Boga. Naprawdę żałuję tego co zrobiłam, teraz wiem, że postąpiłabym inaczej gdybym miała taką szansę. Czytając wiadomości i fora w internecie na ten temat tylko pogrążam się w beznadziei. Dlatego proszę tutaj o pomoc. Co powinnam zrobić?
Jak by to w miarę delikatnie powiedzieć... Moim zdaniem ksiądz dał ci rozgrzeszenie tylko dlatego, że na ostatnie pytanie odpowiedziałaś "nie". Gdybyś wyznała, że mieszkasz ze swoim chłopakiem, pewnie być go nie dostała. A że wprowadziłaś spowiednika w błąd - choć niechcący - trudno powiedzieć, że ta spowiedź była ważna...
Bardzo istotnym, wręcz konstytutywnym warunkiem dobrej spowiedzi jest żal za grzechy. Wyraża się on między innymi w szczerym postanowieniu poprawy. Wiem, że pewnie bardzo swojego chłopaka kochasz i że chcecie być razem. Że chcesz kiedyś, w przyszłości, zawrzeć z nim małżeństwo. Ale póki co on nie jest Twoim mężem, a Ty jego żoną. Mieszkając z nim stwarzasz sobie permanentną okazję do grzechu. I trudno uznać, że chcesz się poprawić. Przecież nie chcesz, prawda? To, że z nim mieszkasz pokazuje to bardzo wyraźnie...
To dobrze, że tęsknisz za Bogiem, że chcesz być blisko Niego. To jednak co teraz robisz jest łamaniem jednego z Jego przykazań. W poważnej sprawie. Martwi mnie to, bo pewnie zanim się pobierzecie minie jeszcze dużo czasu. I ten czas może sprawić, że obrazisz się na Boga czy Kościół, ze nie rozumie Twojej miłości. No właśnie rozumie, tylko nie może się zgodzić na żebyście żyli jak małżeństwo, skoro małżeństwem nie jesteście. Ze współżyciem powinniście poczekać do ślubu.
J.