Gość 24.04.2018 15:03
Dzień dobry! Mam trzy córki: czteroletnią Agę, ośmioletnią Paulinkę i jedenastoletnią Martę. Chciałabym zadać kilka pytań:
1. Jak wprowadzić temat wiary do życia czterolatki? Czytam jej biblię dla dzieci na dobranoc, ale odnoszę wrażenie że to nie wystarczy.
2. Jak sprawić, by ośmioletnia córeczka polubiła mszę św.? Niedługo idzie do komunii, i nie wiem jak postąpić, bo bardzo się wierci. Uczęszczamy na msze dziecięce, ale ta na pierwszą komunię św. jest przecież normalna.
3. Moja najstarsza córka ma jedenaście lat, wkrótce skończy dwanaście. Dotychczas nie lubiła chłopców, ale teraz, gdy zobaczyła całującą się z chłopakiem kuzynkę w wieku czternastu i pół lat, zapytała mnie, kiedy można zacząć z kimś chodzić. Powiedziałam, że nie wolno się całować, że ciocia postępuje nieodpowiedzialnie nie kontrolując tego co robi córka. Ale Marta wciąż obserwuje młodociane pary. Obawiam się, że wkrótce wkroczy w okres dojrzewania, choć to jeszcze dość wcześnie. Jak jej odpowiedzieć na to pytanie? W jakim wieku ,,chodzenie" nie jest już czymś złym? I jak pokazać że pocałunki przed małżeństwem są grzechem?
4. Wkrótce urodzi mi się czwarte dziecko, tym razem chłopiec. Moje dziewczynki mają wspólny pokój. On będzie spał oddzielnie ze względu na swoją płeć. Otrzyma inne zabawki i zamiast obowiązków takich jak gotowanie czy sprzątanie będzie dużo biegał na dworze. Jak przygotować córki na coś takiego?
Przepraszam za interpunkcję i ortografię, mam zepsutą klawiaturę. Pozdrawiam i z góry dziękuję za odpowiedź.
Oj... Wychowanie, relacje z dziećmi to tego rodzaju sprawa, że trudno cokolwiek radzić, jeśli się rodziny chociaż trochę nie zna. Wydaje mi się, że prócz prawdy, że dzieci trzeba kochać nie ma tu jakichś złotych zasad wychowania i wpływania na dzieci. Czasem im bardziej człowiek chce wpływać, tym mniej jest skuteczny.... No ale może po kolei...
1. Nie jestem pewien czy mogę coś sensownie poradzić, bo każdy człowiek, więc i każde dziecko to ktoś inny. Co zadziała na jednego, niekoniecznie na drugiego. Wydaje mi się jednak, ze warto po prostu uczyć dzieci modlitwy. I wspólnie z nimi się modlić....
2. Nie mam pojęcia :) Naprawdę. Być może z czasem sama się uspokoi.
3. Wydaje mi się, że najsensowniej byłoby sprowadzić rzecz do realiów. Tu przecież nie chodzi o to, czy można się już całować czy nie albo od kiedy można chodzić z chłopakiem. Tu chodzi o prawdziwą relację, nie o pozwolenie na zabawę w bycie dorosłym. Trzeba chyba córce jakoś wytłumaczyć, że całowanie się dla całowania czy chodzenie dla chodzenia nie ma sensu. Że sensowny związek rozwija się inaczej niż przez zadane przez koleżanki pytanie "czy chcesz ze mną chodzić". To kompletna dziecinada. Prawdziwe związki zaczynają się zwyczajną sympatią do kogoś, tym, że lubi się z tym kimś bywać, że lubi się jego towarzystwo, że chce się z nim pójść do kina, że zaprasza się go na herbatę do domu. I z tego polubienia kogoś wynika, że chce się być z tym kimś częściej, że rozwija się miłość. Tymczasem młode nastolatki traktują rzecz dziwacznie: znają chłopaka tylko z widzenia albo ze zdawkowej wymiany zdań i już zastanawiają się, czy chodzić z tym kimś czy nie chodzić. I myślą, ze wtedy lepiej go poznają. To bez sensu. I tak bym to tłumaczył...
4. Przepraszam, ale nie wiem. Wydaje mi się, że wystarczy zakomunikować fakt. Przecież zazwyczaj dzieci wyczuwają odmienność płciową i z tego powodu często podchodzą do siebie z rezerwą. A jak będę pytać dlaczego to proszę po prstu odpowiadać na ich pytania....
J.