Gość 19.01.2018 16:30
Szczęść Boże.
Pierwszy raz odważyłam się zadać pytanie na jakiejś stronie. Jestem niepełnoletnią osobą, która nie ma pomysłu na życie i obawia się przyszłości. Myślałam nad wybraniem się na pielgrzymkę ale nie mam z kim a w dodatku jestem bardzo nieśmiałą osobą i boje się ze nie nawiązałabym z nikim kontaktu. Moje pytanie brzmi: czy pójście na pielgrzymkę pomogło by mi wybrać życiową drogę i czy pójście na nią nie znając nikogo było by dobrym pomysłem, oraz czy prawdziwe jest stwierdzenie, że "Ewangelia wchodzi w człowieka przez nogi "?
Mam także drugie pytanie: znam pewną osobę chorą na raka, która jest dla mnie obca ale jednocześnie bardzo ważna. Co mogłabym zrobić aby Bóg obdarzył ją zdrowiem ?Czy mogę zrobić coś poza modlitwą i w jaki sposób się za nią modlić?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Z Panem Bogiem.
1. Czy Ewangelia "wchodzi w człowieka przez nogi" nie wiem. Wydaje mi się, że raczej przez uszy, ale może się nie znam :). Co do reszty...
Wydaje mi się, że pójście na pielgrzymkę do dobry pomysł. Nawet jeśli nikogo tam nie będziesz znała. Nie wiem jak bardzo nieśmiała osoba jesteś, ale jeśli nie jesteś "skrajnym przypadkiem" to na pielgrzymce pewnie poznasz ciekawych ludzi. Takie wspólne pielgrzymowanie jest właśnie też czasem poznawania. Więc... Jeśli chcesz pójść, to nie widzę przeciwwskazań.
Czy to pomoże Ci znaleźć odpowiedź na pytanie, co chcesz w życiu robić... Szczerze mówiąc nie wiem. Może, ale nie musi. Myślę jednak, że to dobra okazja do wyrwania się z tego, co robisz i kim jesteś na co dzień. A to sprzyja odnajdywaniu życiowej drogi. Ale obiecać tego nie mogę :)
2. Chyba nic innego jak modlitwa, gdy chodzi o uzdrowienie osoby chorej na raka, nie wchodzi w grę... No, chyba że jeszcze podejmowany w intencji uzdrowienia post. To też potężna siła....
A jak się o to modlić? Napisałem o poście, ale... Obawiam się, że na Boga nie ma "sposobu". Nie ma takiej formy modlitwy, takiego zaklęcia, które mogłyby sprawić, że zrobi to co chcemy. Możemy tylko prosić. Mniej lub bardziej gorąco. Sam Jezus mówił, że prosząc mamy wierzyć, że otrzymamy. Kiedy indziej mówił z kolei, że mamy być jak natrętna wdowa, co codziennie przychodziła z tą samą prośbą do sędziego. Obiecywał też, ze nasze prośby są wysłuchiwane. Tylko że pewnie nie zawsze po naszej myśli...
No bo Bóg patrzy z perspektywy wieczności. Dla nas takie czy inne wydarzenie to tragedia. A On może widzieć, że to najlepsza z perspektywy wieczności rzecz, jaka mogła się nam przydarzyć. Czasem zresztą sami po czasie też zaczynamy to widzieć. Ot, miałem kolegę, który wpadł w nieciekawe towarzystwo. Kumał się ze światkiem przestępczym. I pewnego dnia miał poważny wypadek samochodowy. To spowodowało, że stracił z tymi ludźmi kontakt. Tak wiele wycierpiał. Ale czy los, Pan Bóg, nie obronił go w ten sposób przez znacznie większym nieszczęściem?
No i tak..
J.