DobryCzlowiek79 21.11.2017 19:45
Cześć, muszę spytać o radę bo pomimo przeczytania dużej ilości artykułów i rozmów wciąż do końca nie wiem co mam zrobić. Mam 19 lat, od kilku miesięcy jestem w związku z bardzo wierzącą dziewczyną, która też ma 19 lat. Może powiem coś o sobie. Wiadomo jak to bywa jak się jest młodszym, komunie, wiara i to wszystko, zostało mi to w pewnym sensie narzucone jako dziecko i tak się ciągło, wierzyłem i praktykowałem. Moi rodzice również wierzą, pomimo pracy nawet w niedzielę starają się chodzić do kościoła, we wszystkich świętach uczestniczą ale nie mają bardzo restrykcyjnego podejścia i czasami nie pójdą bo przecież są ludźmi i mają wolną wolę. Po pewnym czasie przestałem chodzić do kościoła bo szczerze nie chciało mi się oraz instytucja jako kościół nie pasowała mi do założeń wiary + zachowanie księży(wiem nie wszyscy są jacy są). Wciąż byłem zdeklarowany, że wierzę bo tak było, modliłem się w domu, uczestniczyłem w świętach i przyjmowałem komunie żeby być ,,czysty’’ w te dni i wcale nie sprawiało mi to problemu.
Lecz od około dwóch lat wszystko się zmieniło, na religii nie jednokrotnie słyszałem z ust księdza, że wiara bez uczynków czyli w tym przypadku chodzenia do kościoła jest bez sensu, więc postanowiłem zerwać modlitwy, spowiedź itp. Nie zmieniło się tylko to, zacząłem poznawać jaki jest ten świat, analizować, naczytałem się bardzo dużo o motywacji, wierze w siebie o życiu w zgodzie ze sobą w skrócie stałem się bardzo świadomy, dostrzegam, rozumiem bardzo dużo rzeczy, jestem otwarty i zamieniłem wiarę Boga na wiarę w siebie. Dzięki tym zmianom każdy założony cel realizuję i jestem z siebie dumny. Mój aktualny pogląd na wiarę jest taki, że ani nie neguję, że On istnieje ani nie mówię, że istnieje, staram się wszystko logicznie wytłumaczyć co sprzecza się niestety z religią, oczywiście nie miałbym problemu żeby iść do kościoła, uczestniczyć w świętach czy sakramentach, ponieważ robię to bo jestem otwarty i nic nie neguję.
To teraz może trochę o mojej dziewczynie, pochodzi ona z bardzo wierzącej, wielodzietnej rodziny, sama taka jest, modli się codziennie, uczestniczy we wszystkich świętach, opisałbym bardziej ale po prostu nie wiem jak to do końca wygląda bo nie mam pojęcia, w skrócie jest bardzo wierząca. Na początku związku wiadomo jak to jest, opisałem jej moją sytuacje a ona swoją, oznajmiliśmy sobie, że różnica wiary nas nie poróżni. Miesiące mijały, wszystko się bardzo dobrze układało, w tym czasie byłem chrzestnym, oczywiście spowiedź i wszystko bez problemów bo jak mówiłem nie mam z tym problemu, później jakiś roczek i msza w kościele też bez problemów. W związku jak w związku wiadomo całowanie, bardziej namiętne całowanie, dotykanie ciała ( bez przodu i piersi). Warto dodać, że ona nie jest biegła w sprawach seksualności, o samo zaspokajaniu nie ma mowy, w przeciwieństwie do mnie.
Po pewnym czasie musi się nawinąć temat religii, planów na przyszłość. Wiadomo, ona chce czekać z seksem do ślubu ponieważ uważa, że to ważna cnota, lecz nie jestem przekonany czy tylko z tego powodu czy głównie nie stoi za tym wiara. Dużo mówiliśmy o kompromisach, bo jestem w stanie chodzić z nią do kościoła oraz uczestniczyć w tym wszystkim bo to nie problem ale chciałbym żeby było to dwustronne, np. ja chodzę i uczestniczę a seks zaczniemy może nie po ślubie tylko jakoś przed. Według mnie kompromisy w takich związkach są najważniejsze i jestem do nich chętny ale ona chce czekać do ślubu i koniec. I tu nie chodzi o to co wiele osób sobie pomyśli, że chodzi mi tylko o seks, mi on nie jest potrzebny w tym momencie ale patrzę w przyszłość czyli za kilka lat, uważam, że seks jest częścią związku i też jest potrzebny aby poznać się też na tej płaszczyźnie przed ślubem, bo skoro się kochamy i chcemy być ze sobą i mamy już jakiś dłuższy staż to czemu tego nie spróbować? No więc po długich rozmowach uznaliśmy, że poczekamy, oczywiście mam nadzieję, że trochę szybciej zaczniemy ale nie to jest tu głównym tematem, bo jak napisałem mogę poczekać, lecz nie wiem co mam myśleć o reszcie zakazów czy zasad kościelnych np. antykoncepcja czy seks tylko dla dzieci a nie dla przyjemności. Boję się po prostu, że ona będzie wolała żyć w zgodzie i miłości z Bogiem i będzie wolała tego wszystkiego przestrzegać niż żyć w zgodzie ze mną. Wiadomo jak to jest , że każdy ma inne podejście do wiary i zasad ale uważam, że wszystko z umiarem, nawet wiara. Nie chcę po części takiego związku w którym ona jest uznawana za tą dobrą bo wierzy a ja za tego złego bo nie tak nie jest, uważam się za dobrego z natury stąd we mnie chęć rozwiązywania takich sporów pokojowo.
Warto dodać, że zawsze podczas rozmowy o religii i jej zakazach ona się złości i na końcu obraża bo uważa mnie chyba za swojego wroga. Jestem zagubiony bo nie wiem czy ten związek będzie owocny z takim podejściem, że ,,ja wierzę to będzie jak ja chcę’’, nie chcę zrywać bo ją niesamowicie kocham i chcę z nią być i jakby nie ta różnica wiary to było by idealnie. Wiem, wielu powie ,,jeśli kochasz to poczekasz’’ i wiele innych ale czy w związku nie chodzi, aby się nawzajem uzupełniać a nie żeby tylko jedna strona dyktowała warunki? Więc podsumowując, boję się, że pomimo jej zastrzeżeń, że nie przestrzega wszystkich tych zasad, jednak będą one obecne i w moim odczuciu mogą utrudniać ,,normalne’’ funkcjonowanie a małżeństwo ma być chyba wspólnym dobrem, luzem i szczęściem? Chciałbym żeby ona też umiała poświęcić swoje zasady tak jak ja chcę poświęcać dla kompromisu siebie. Proszę o zrozumienie i logiczne wypowiedzi bo gubię się w tym wszystkim. Jeśli są jakieś pary z podobnymi przeżyciami to proszę o kontakt. Pozdrawiam ;)
Najbardziej spodobało mi się to, co napisałeś o samorealizacji :).... No, zupełnie inaczej na te sprawy patrzymy. Ja się nie zastanawiam czy się realizuję, ale czy służę bliźnim. Co oczywiście nie przeszkadza mi też chcieć czegoś dla siebie. ale nie samorealizacja jest dla mnie wyznacznikiem tego, czy jestem coś wart...
Co do meritum sprawy... Kompromis... No widzisz. Nie do końca polega na tym, o czym myślisz. Ot, mam stówę. Przychodzi do mnie złodziej i stawia "kompromisową" propozycję: daj mi 50 złotych. Powinienem mu dać? Przecież nie chce wszystkiego, tylko kompromisowa połowę!
Myślę, że podobnie jest z tym współżyciem przed ślubem. Twoja dziewczyna nie może zachować czystości przedmałżeńskiej rozpoczynając współżycie rok, miesiąc czy nawet dzień przed ślubem. Kiedy by się na współżycie nie zgodziła, popełni z perspektywy swojej wiary grzech. A to że będzie w nim trwała krócej czy dłużej, to już chyba mniej ważne dla kogoś, komu na czystości przed ślubem zależy...
Faktycznie, masz rację. Po ślubie możecie mieć podobne problemy. Bo nie można kierować się moralnością chrześcijańską "kompromisowo". Albo się ją zachowuje albo nie. I mniejsze ma znaczenie, czy nie zachowuje się tych zasad 3 razy w miesiącu, a 3 razy tak, czy nie zachowuje się ich wszystkich 6 razy....
Zauważ: kompromis ma w Twoim wyobrażeniu polegać na tym, że ona ustąpi. Ty tylko ograniczysz swoje żądanie wobec niej. To nie jest kompromis. Łatwo zresztą w takich sytuacjach o manipulowanie druga stroną...
Ot, kompromis w sprawach współżycia w małżeństwie. Mąż chciałby codziennie, żona chciała by raz w tygodniu. Co powie jako sprytny negocjator? Że chciałby trzy razy dziennie,a raz, to propozycja kompromisowa. Żona zresztą podobnie: chce raz w miesiącu, a raz w tygodniu to kompromis...
Po prostu musisz szanować jej wybory a nie zmuszać ją do przyjęcia swojego poglądu. Kompromis to może dotyczyć tego, ze raz Ty będziesz sprzątał raz ona, raz odwiedzicie jednych rodziców, raz drugich, raz pójdziecie do kina na film, jaki jej się podoba, raz na taki, który wolisz obejrzeć Ty. Ale w prawach czystości, stosowania metod naturalnych czy antykoncepcji kompromisowe rozwiązania są właściwie dyktatem jednej ze stron...
J.