Gość 07.07.2017 13:27
Chciałabym zapytać w następujących kwestiach:
1.Czy branie na siebie cierpienia innych (ekspiacja) faktycznie pomaga bliźnich w ich nawróceniu i zbawieniu? Mnie czasem zdarzało się takie rzeczy robić, świadomie i odpowiedzialnie, ale potem było tak, że gdy przychodziło faktycznie jakieś cierpienie (np. ciężka choroba), to nie umiałam tego udźwignąć, mimo że naprawdę zapraszałam do tego Boga i chciałam ofiarować to w konkretnej sprawie czy za danego człowieka.
2.Mam trudności z rozważaniami i medytacją. Chciałabym spróbować takiej praktyki religijnej, w miarę czasu czy możliwości, ale kiedy faktycznie znajduję na to jakiś kwadrans, to dochodzę do wniosku, że… nie potrafię. Czy osoba odpowiadająca mogłaby mi doradzić, jak prowadzić samemu dla siebie takie rozważania duchowe, np. męki Pańskiej?
3.Jestem osobą świecką, ale niezamężną. Mam znajomych, czy głębsze przyjaźnie, ale… wśród osób po trzydziestce, czyli takich jak ja, nawet wśród przyjaciół, to raczej oni przeszli już w większości na etap małżeński, mają dzieci itd, co jest normalne, właściwe. Niemniej jednak napotykam trudności w rozmowie już z nimi, bo jakże tu nie być znudzonym i nie mieć czasem dość, gdy w kółko temat kręci się o ich dzieciach, podczas gdy ja czasem chciałabym usłyszeć czy porozmawiać: „Ale jak u Ciebie? Jak wygląda Twoje życie?” Choć w pewnym sensie, oni już żyją dla swoich dzieci bardziej niż dla przyjaciół. Więc chciałam spytać, jak zachować zdrowy balans w takich rozmowach, by móc umieć wysłuchać innych, ale nie poczuć się przytłoczonym „ciężarem” czy może doświadczeniami innych, które są mi z kolei obce, jak np. posiadanie własnej rodziny i dzieci, których to nie mam…
4.Co zrobić aby się nie bać starości i niedołężności i umieć ten etap dobrze i prawdziwie przeżyć z Bogiem? Nieraz nachodzą mnie takie myśli, że doświadczenia takiego okresu życia mnie przytłoczą i nie będę umiała tego okresu życia przeżyć dojrzale i po chrześcijańsku.
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam.
Oj, bardzo trudne te pytania Proszę wybaczyć, ze odpowiedzi mogą być niezadowalające...
1. Skuteczność naszej modlitwy czy podejmowanych w konkretnej intencji postów zależy od Boga. Jeśli ofiarowujemy Bogu za kogoś jakieś swoje cierpienie, to pewnie nie przechodzi On obok takiej ofiary obojętnie. Ale czy sprawy potoczą się tak, jak byśmy chcieli, trudno powiedzieć...
Nie przejmował bym się bardzo tym, że nie potrafiłaś wytrwać do końca. To nie jest tak,że jak nie wytrzymasz, to Bóg odmówi człowiekowi wszelkich łask. Jemu na nas wszystkich zależy. I prowadzi nas najlepszą z możliwych dróg. Najlepszą z perspektywy wieczności naszej i naszych bliźnich... Człowiek przez całe życie w pewnym sensie ściera się Bogiem, dojrzewa, dorasta to zrozumienia Go, do patrzenia Jego oczyma... Te niedotrzymane wyrzeczenia to tylko element tego procesu...
2. Nie jestem specjalistą od uczenia modlitwy, zwłaszcza na jakimś bardziej pogłębionym etapie. Najprościej chyba wziąć jakiś gotowy tekst i czytać zastanawiając się zdanie po zdaniu nad jego sensem. A potem próbować spojrzeć na nie, jako na całość. Bo nieraz przy koncentrowaniu się na drobiazgach, umyka całość.. Kiedy się czyta Pismo Święte ta metoda jest chyba dość ważna. Trzeba pozwolić też myślom uciec w rozmyślania nad innymi, podobnymi tekstami albo - to przede wszystkim - nad ich odniesieniem do naszego życia.
W wypadku czytania Pisma warto zadać sobie po przeczytaniu fragmentu kilka pytań: co ten tekst mówi o Bogu, co o człowieku, co o relacji Boga do człowieka i człowieka do Boga, do czego tekst wzywa, a jak realizacja tego wyzwania wygląda w naszym życiu....
Chyba jakoś tak...
3. Oj nie wiem :) Każdy mówi to, co ma w sercu. A że rodzice mają w sercu właśnie dzieci, dlatego tez o nich dużo mówią :) Nie znam sposobu na to, by rodziców od takich tematów odciągnąć ani nawet jak nauczyć się to znosić. Prawda, strasznie się wtedy człowiek z bliskimi nawet ludźmi może wynudzić ;) Można oczywiście próbować inicjować inne tematy rozmowy...
4. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Myślę, że na starość trudno się przygotować. Bo dopóki człowiek wszystkich związanych z nią dolegliwości nie doświadcza, wszystko jest tylko teorią. Chyba po prostu trzeba brać życie jakim jest i za wszystko co jest zawsze Bogu dziękować... Jak zacznie strzykać i boleć też :)
J.