Agmonik 10.11.2015 19:44
"Gość 07.11.2015 12:48
Jaki sens ma modlitwa o uzdrowienie osoby ciężko chorej? Jeśli Bóg zesłał na człowieka nieuleczalną chorobę, a teraz prosimy w modlitwie o odwołanie tej decyzji, to czy nie jest to podważanie Jego woli?
Odpowiedź:
Kiedyś uczniowie Jezusa widząc niewidomego od urodzenia zapytali Mistrza o to, czy jego stan jest wynikiem jego własnego grzechu czy grzechu jego rodziców. Wiesz co odpowiedział Jezus? Że ten człowiek jest niewidomy po to, żeby On (Jezus) mógł go teraz uzdrowić.
Nie wiem oczywiście dlaczego Bóg na tego czy innego (ostatecznie prawie każdego) zsyła ciężką chorobę. Ale może w niejednym wypadku po to, byśmy się modlili? By dzięki naszym wysłuchanym błaganiom wzrosła nasza wiara?
Modlitwa zawsze ma więc sens..."
Przez cały pobyt mojego narzeczonego w szpitalu, z wiarą modliłam się. Codziennie odmawiałam różaniec. Wierzyłam, że skoro się modlę z wiarą, nie ma opcji, żeby Bóg mnie nie wysłuchał... Leszek zmarł. Rozumując zgodnie z Pana odpowiedzią, moja wiara miała prawo zmaleć... I trochę tak jest. Poczułam głębokie rozczarowanie, nie wierzę już, że modlitwa mimo pewnej na 100% wiary, może pomóc. Wciąż mam pretensje do Boga, jak mógł tak postąpić. Tym bardziej, że mamy wpajane, że Bóg nas kocha i chce naszego szczęścia. Mnie zawalił się świat. Wątpię, bym się z tego kiedyś podniosła. Czarna rozpacz i ogromna tęsknota i ból... Jak więc to jest?
Kiedyś rzuciła mnie dziewczyna. Bardzo brzydko. Półtorej roku później poznałem inną dziewczynę. Dziś jestem wdzięczny Bogu, że nie związałem się z tamtą...
Potem miałem wypadek. Trochę mi w życiu namieszał. Zamknął parę możliwości. Dziś jestem Mu za to wdzięczny...
A potem jeszcze parę razy zdarzyło się coś, co wydawało mi się krzyżem ciężkim i niepotrzebnym. Choć akurat, w przeciwieństwie do pierwszej z tych spraw, do uniesienia. Dziś widzę, że zamykając jedno, otworzył mi inne możliwości. I pomógł mi zobaczyć sprawy, których bez tego pewnie bym nie dostrzegał...
Nie wiem oczywiście jak będzie w Twoim życiu. Nie zagwarantuję, że jak u mojej koleżanki, która po śmierci męża też chciała umrzeć (a pobierają się wiedziała, ze jest bardzo chory), a dziś jest szczęśliwą żoną i matką... Choć pewnie no swojego pierwszego męża kochać nie przestała...Ale nie wiem, jak będzie u Ciebie... Jestem za to przekonany, że Pan Bóg wie co robi. I nawet jeśli pozwala nam iść ciemną doliną, nigdy nas nie opuszcza. Nawet jeśli wydaje się, ze jest głuchy na nasze prośby...
J.