Alvin 03.04.2013 16:51
Szczęść Boże.
Na portalu spotkałem się z opinią, że samo zaplanowanie grzechu nie jest grzechem jeśli się odstąpi od czynu. Ale że ta reguła nie dotyczy grzechów przeciwko 6 przykazaniu. Proszę o wyjaśnienie bo mam tu duży dylemat.
Jestem uzależniony od pornografii i masturbacji. Podjąłem walkę z nałogiem. Okresy wstrzemięźliwości są coraz dłuższe, ale za każdym razem upadam. Idę do spowiedzi i walczę dalej. Staram się by każdy okres w czystości był dłuższy. Im dłużej wytrzymuję tym jest trudniej zwalczyć pokusy. Po kilku tygodniach czystości są już tak silne, że mam ogromny problem z odróżnieniem pokusy od punktu podjęcia decyzji, że zgrzeszę jutro, albo pojutrze, albo jakiegoś konkretnego dnia, np. w poniedziałek, żeby tylko wytrzymać kilka dodatkowych dni, najlepiej móc jeszcze w niedzielę przyjąć Komunię. Końcówka przed upadkiem to jest już walka o każdy dzień i potworne pokusy. Zazwyczaj ta walka jest w okresach tygodniowych. Od niedzieli do niedzieli. Myślenie jest mniej więcej takie: wytrwać do niedzieli, aby iść do Komunii, a potem to już nie wytrzymam i zgrzeszę.
I mam tutaj właśnie pytanie czy jeśli czuję, że czekam tylko do tej niedzieli, żeby móc przyjąć Komunię, a potem już nie wytrzymam i wiem, że zgrzeszę to czy już samą taką postawą popełniam grzech ciężki. Bo widzę to tak, że idę do Komunii z myślą, że jeszcze nic nie zrobiłem, ale jak wrócę do domu, albo już w poniedziałek to na pewno zgrzeszę. I zazwyczaj faktycznie tak jest, chociaż czasem udaje mi się wytrzymać w czystości kolejny tydzień, albo przynajmniej kilka dni dłużej. Wtedy mam wrażenie, że warto było przyjąć Chrystusa bo dał mi siłę. Ale jeśli się nie uda i faktycznie szybko zgrzeszę mam stokroć większe wyrzuty sumienia, że przyjmowałem Komunię z grzechem "zaplanowanym" na przyszłość i plan "wykonałem" zamiast odstąpić.
Ale jeśli już samo takie pomyślenie, że popełnię grzech przeciwko 6 przykazaniu po niedzieli bo już dłużej nie wytrzymam jest grzechem ciężkim, to myśląc tak np. w środę automatycznie skazuję się na skrócenie tego okresu wstrzemięźliwości, czystości. Bo popełniając grzech samą chęcią, zaplanowaniem popełnienia grzechu, wyzwalam efekt że już i tak nagrzeszyłam planowaniem, że nie ma sensu powstrzymywać się od pornografii i masturbacji, bo i tak mam nieczyste sumienie. Wówczas upadam szybciej niż gdybym wytrwał w czystości, ale jednocześnie w planie zgrzeszenia, ale dopiero po niedzieli. Błędne koło :(
Mam nadzieję, że w miarę czytelnie wyjaśniłem. W zasadzie mógłbym zadać pytanie tak: czy walczyć o każdy dodatkowy dzień czystości „za wszelką cenę”? Nawet planując grzech w przyszłości? Na zasadzie aby wytrwać jeszcze dzisiaj, a jutro odpuszczę?
Zaznaczę jeszcze, co istotne, że moje myśli są czyste w trakcie tego kuszenia. Nie poddaję się żadnym wizjom. Chodzi wyłącznie o chęć popełnienia czynu przeciwko 6 przykazaniu. Czyli teoretycznie o pokusę… Ale mam ten okropny problem znalezienia granicy miedzy pokusą, a świadomą decyzją, aktem woli, chęcią popełnienia czynu złego w określonym miejscu i czasie, a więc po zaplanowaniu go.
Proszę o radę.
Bóg zapłać.
W sytuacji walki z nałogiem walka o każdy dzień jest lepsza niż rezygnacja, bo i tak się nie uda. Odpowiadający w tych myślach typu "jeszcze jeden dzień, a potem już upadnę" nie widziałby grzesznej zgody na grzech, planowania grzechu, choć to trochę tak wygląda. To raczej walka o przetrwanie....
W walce z nałogiem bardzo ważne jest, by zmienić sposób myślenia. Ot, np takie niewinne picie kawy. Powstrzymywanie się nawet tydzień z myślą, że potem się napije raczej nie wyleczy z chęci picia. Wyjściem jest rozsmakowanie się np. w yerbamacie. Pustkę powstała po porzuceniu pornografii trzeba czymś wypełnić. Inaczej pokusa będzie wracała.
Istotne też jest odkrycie przyczyny/przyczyn, dla których pornografia Cię pociąga. Bo to nie jest tylko kwestia nieumiejętności opanowania ciała. Nałóg tkwi w głowie i trzeba go stamtąd wykorzenić. Zajrzyj może TUTAJ
J.