Książka „Kod Leonarda da Vinci” przedstawia fikcyjną opowieść, która godzi w honor Kościoła Katolickiego.
„VENI, VIDI, DA VINCI!”
El Pais (Babelia)
F. Casavella
16 stycznia 2004
„Kod Leonarda da Vinci” jest największym grochem z kapustą, jaki dostał czytelnik w kioskach począwszy od lat 60-tych.
I to nawet nie dlatego, że jest nudny, rozwlekły, gdzie nie trzeba, sztuczny i nieefektowny w opisach jakże interesującej i oryginalnej tajemnicy Św. Graala, Leonarda i Opus Dei. Nawet nie jest zbytnim problemem, że powtarza się ciągle, aby hipotetyczny, głupawy czytelnik dobrze zasymilował przekazywane dane. Ani to, że sztukuje poszczególne elementy akcji, zszywa je grubą nicią, aż w końcu wydają się konieczne, a wtedy już się od nich nie może odczepić. Nie szkodzi, że język jest bełkotliwy, a bohaterowie wypowiadają się prostacko, choć cały czas podkreślana jest ich niesamowita inteligencja. Nie szkodzi nawet już i to, że autor jest tak beznadziejnie niewykształcony. Nie porównuję go teraz z Chestertonem, ale jedynie ze staruszką, która w sklepie rybnym pragnie przykuć naszą uwagę swoimi opowieściami.
Również nie jest najważniejsze to, że dialogi są nienaturalne, często od rzeczy i, że komentują zdarzenia w sposób wulgarny, albo jedynie po to, by wykazać czytelnikowi, jak wielce uczony jest autor. Jednak i nad tym nie można przejść spokojnie bo autor uczony, koniec końców, nie jest.
Można wybaczyć wszystko, ale nie to, żeby taką powieść promować, i to nie tylko przez poślednie środki masowego przekazu, jako książkę wartościową. Żeby wszystko było jasne – Dan Brown i jego kod mają tyle wspólnego z powieścią popularną, co Ed Wood z kinem.
Jest w zupełności zrozumiałe, choć nie zawsze właściwe, że wydawnictwo zabiega o jak najlepszą sprzedaż swoich produktów, jednak nie powinno się wkraczać na poziom wielkich artystów i profesjonalistów z czymś tak słabym.
Nie mogę nie pogratulować tym wydawcom z całego świata, którzy wstrzymali się przed publikacją książki i teraz wcale tego nie żałują. To bowiem przejaw odrobiny godności nie tylko w świecie wydawniczym, ale i systemie marketingowym”.
© 2005, Biuro Informacyjne Opus Dei w Internecie
(www.opusdei.pl :.)