ella 02.11.2011 15:54
Od dłuższego czasu nie radziłam sobie ze swoimi emocjami, tzn. zapewne było tak zawsze tylko teraz to "odkryłam". Rozpoczęłam terapię aby uporządkować swój wewnętrzny świat. Okazało się ze wiele moich destrukcyjnych zachowań wynikało z pewnych zaburzeń, ograniczeń, blokad psychicznych. Psychologia raczej "zdejmuje" ze mnie odpowiedzialność za te zachowania ale w świetle Kościoła...nadal grzeszę, np.jeśli kogoś nerwowo potraktuję, powyzywam czy będę jeść ze zdenerwowania aż do wymiotów. Jak się spowiadać? Czy te obszary które podlegaja terapii obciążone są taką samą winą jak u drugiego, który sferę emocji ma nienaruszoną przez trudne doświadczenia życiowe np w bolesnym dzieciństwie? Czy rozmawiać ze spowiednikiem o przebiegu a właściwie owocach terapii? Czy te dwa obszary: spowiedź i terapie powinny byc niezależne czy raczej przenikać się? Jeśli tak to w jakim stopniu pozwolic spowiednikowi uczestniczyć w procesie terapii?
Chyba faktycznie najlepiej by było, gdybyś ze spowiednikiem porozmawiała. Żeby pewne sprawy ustalić. Zasadniczo jest tak: na ile ktoś popełnia jakieś zło nie w pełni świadomie czy nie w pełni dobrowolnie, na tyle jego grzech jest mniejszy. Jako że chodzisz na terapię, a więc z moralnego punktu widzenia pracujesz nad sobą, faktycznie jakieś konkretne Twoje złe zachowania należy traktować łagodniej. Zwłaszcza w obszarach, które teraz starasz się uleczyć...
Warto dodać jeszcze jedną rzecz: spowiadać się trzeba tylko z grzechów ciężkich. Nawet człowiek nie obciążony jakimiś zaburzeniami krzycząc na innych czy objadając się niekoniecznie zaraz popełnia grzech ciężki. Do popełnienia grzechu ciężkiego trzeba bowiem nie tylko pełnej świadomości i dobrowolności czynu, ale jeszcze sam czyn musi być w poważnym stopniu zły. Jak to mówią moraliści - jego materia musi być ciężka. Tym bardziej nie ma więc potrzeby abyś o każdym drobnym złu na spowiedzi mówiła...
J.