Gość 26.10.2011 13:05
Stosunek kościoła do miłości cielesnej w zupełności mi się nie podoba.
Jeśli ludzie się kochają, a Bóg dał nam podniecenie to miłość nie powinna sprowadzać się tylko rozmnażania. Zakazywanie ludziom kochania się, bo "marnuje się" nasienie jest kompletną bzdurą i wymysłem kościoła. A teorie tutaj przedstawiane wykluczają się nawzajem. I o ile zgodzę się z wszelkimi innymi zasadami kościoła bo są moralnie logiczne ... o tyle w tej kwestii jestem i będę całkowitą grzesznicą i najwyżej spalę się w piekle, ale nie dam temu poparcia.
Miłość cielesna to też miłość... i jest niezwykle istotną częścią życia małżeńskiego.
Wpajanie małżonkom, że każde współżycie powinno się zakończyć dążeniem do spłodzenia kolejnego dziecka jest nie w porządku. Bo nie są maszynkami do robienia dzieci... tylko kochającymi się ludźmi dającymi sobie między w sposób cielesny tego dowód.
I jeśli małżeństwo posiada czwórkę dzieci a piątemu nie mieli by już dać co jeść, to cieszmy się że już tę czwórkę ma i pozwólmy na dalsze okazywanie miłości bez konieczności płodzenia następnego dziecka.
Oczywiście jeśli nie chcemy żeby małżeństwo z braku takiej miłości rozpadło się w drobny mak.
Bo co jest ważniejsze? Spójna kochająca się para małżonków, czy żyjący osobno i bez siebie nawzajem ludzie śpiący w osobnym łóżku z obawy żeby tylko nie zmarnować nasienia.
Bóg stworzył nas tak "niedoskonałymi" ... że przyciągamy się do siebie nie tylko w celu rozrodczym.
Hmm... Nie jest to pytanie. Ale może wyjaśnijmy nieporozumienie. Kościół nie zabrania małżonkom współżycia, nawet jeśli wiadomo, że nie dojdzie do poczęcia. Zabrania stosowania środków antykoncepcyjnych. No i technik współżycia, mających wykluczyć poczęcia. Podjęcie stosunku z natury niepłodnego nie jest grzechem. Jest nim uczynienie go niepłodnym. Drobna różnica...
J.