Gość 28.08.2011 10:29
Mam pytania dotyczących zawarcia związku małżeńskiego, a może, właściwie, sensu largo, całego sensu życia.
Jestem z dziewczyną, katoliczką, kilka lat. W tym roku oświadczyłem się jej ale do dzisiaj nie jestem pewien czy powinienem wstepować w związek małżeński:
1. Obawiam się, że nie mam odpowiednich predyspozycji do bycia dobrym ojcem - jestem introwertyczny raczej stronię od towarzystwa ludzi, lubię sam organizować sobie czas lub z moja narzeczoną (i/lub jej rodzicami). Miałem okazję pracować z młodzieżą ponad rok, no i to wychowywanie nie za bardzo mi szło... . Poza tym raczej nie mam smykałki do rzeczy praktycznych - wymany uszczelek naprawy zepsutego komputera, telewizora itp. Brakuje mi takiej odpowiedzialności za drugiego człowieka.
2. Jestem jedynakiem, ona nedawno straciła jedyna siostrę w tragicznych okolicznościach. Oboje więc, mozna to tak ująć, jesteśmy jedynakami. Czas spędzamy ze sobą, lubimy najbardziej swoje towarzystwo. Mam obawy, że nie będziemy mieli się do kogo zwrócić o pomoc, nie będziemy mieli kogo zaprosic do siebie, wprowadzić dzieci w świat zewnetrzny. Gdy zabraknie naszych rodziców, nie będziemy mieli szerszego towarzystwa. Z kolei, żeby się z kimś spotykac musielibyśmy trochę robić to na siłe, przełamywać naszą naturę. Czy w takiej sytuacji zmuszac się do kontaktów, szukać ich, skoro za bardzo tego nie lubimy, ale z drugiej strony jestesmy tylko we dwójkę, bez rodzeństwa?
3. Nie za bardzo idzie mi z pracą - podejmowałem się już kliku zajęć, a tym roku jestem już 3 raz bezrobotny. Nie mogę znaleźć swojego miejsca w tym świecie jestem osoba raczej powolną, spokojną, i chociaż próbowałem ostatnio sił w dość nowoczesnym zawodzie, pracy biurowej z wykorzystaniem języków obcych, które znam w miarę dobrze, zwolniono mnie stamtąd - właśnie ze względu na nieodpowiadające cechy charakteru. Dlatego, uważam, że predyspozycje mają bardzo duże znaczenie przy podejmowanu pracy. Tyle tylko, że dziś, żeby się utrzymać, trzeba brać to, czego do końca się nie lubi. Tak to już w tym naszym kraju jest.... .
Czy wobec powyzszego, powinienem myśleć o małżeństwie? Moja narzeczona, owszem bardzo chciałaby, ale zachowuje się też wyrozumiale, na razie nie naciskając na mnie a na razie rozmawiając "luźno", znając moją obecną sytuację związaną z brakiem zatrudnienia, no i z moimi wątpliwościami natury osobowościowej.
Dziękuję z góry za zainteresowanie moją sprawą i odpowiedź.
Zdaniem odpowiadającego to, o czym piszesz nie wskazuje, jakobyś nie powinien zawierać małżeństwa. Skoro uważa, że sobie w życiu nie radzisz, to lepiej jak się zwiążesz z kimś o podobnym charakterze, niż z kimś, kto będzie wszystko robił za Ciebie. W ten sposób, zmuszeni przez życie, oboje nauczycie się więcej. Poza tym...
W małżeństwie chodzi o to, by iść przez życie razem. A nie o to, czy ktoś sobie radzi, czy potrafi wychowywać, czy ma dobrą pracę. Zresztą przy własnych dzieciach bywa łatwiej, niż przy wielu cudzych. Jeszcze możesz się okazać dobrym ojcem. Skoro myślisz, ze byłbyś z ta kobietą szczęśliwy, a ona myśli podobnie, nie bój się. Zwłaszcza, ze ona zna Twoje wątpliwości i potrafi do tego podchodzić delikatnie. Jeśli będziecie potrafili zachować dla siebie tyle cierpliwości i wyrozumiałości, będzie super...
J.