Gość 12.12.2010 17:09
Mam pytanie odnośnie masturbacji. Już dawno przestałem być nastolatkiem, a mimo to czasem odczuwam taką potrzebę rozładowania napięcia seksualnego. Nie jest to moim nałogiem i potrafię się bez trudu przez dłuższy czas powstrzymać od onanizmu.
Czasem jednak to robię. Nie mam jednak w związku z tym żadnego poczucia winy.
Nie uważam też, że sobie szkodzę. Moje postrzeganie godności kobiety i szanowanie jej jako dawczyni życia nie jest zaburzone. Nie prowadzi to u mnie do żadnych dewiacji seksualnych. Myślę, że gdybym miał żonę bez trudu powstrzymałbym się od współżycia wtedy, kiedy ona by tego nie chciała lub nie mogła (dni płodne, choroba itd.).
Obecnie nie mam dziewczyny, a z resztą i tak nie uznaję seksu przedmałżeńskiego i nie dopuszczam również możliwości zdrady w małżeństwie.
Nie uważam, że przez masturbację sam sobie odbieram własną godność.
W świetle nauki Kościoła popełniam jednak grzech ciężki - tym gorszy, ponieważ nie specjalnie za niego żałuję.
Moje pytanie brzmi: czy za wszelką cenę powinienem walczyć nawet z tymi pojedynczymi „upadkami”?
Myślę, że efekt mógłby być wtedy nawet odwrotny od zamierzonego, czyli częstsza masturbacja – według zasady mówiącej, że zakazany owoc lepiej smakuje.
Dziękuję za odpowiedź.
Właściwie czego oczekujesz? Że usłyszysz "możesz się masturbować"? Przecież żaden chrześcijanin nie może Ci radzić, byś grzeszył. Chrystus wzywa wszystkich swoich uczniów do doskonałości na wzór Ojca. Wszystkich, więc Ciebie też. Będziesz się wymawiał, że jak spróbujesz będzie jeszcze gorzej?
J.