anonim 26.10.2010 21:02
Mam 18 lat. Chcę na początku powiedzieć, że kiedyś moje życie i postępowanie nie było dobre wobec siebie i innych. Byłem egoistą i pyszałkiem. Dwa lata temu przeżyłem swoje pierwsze prawdziwe nawrócenie. Od tamtej pory wiara była dla mnie najważniejsza. Lecz niestety od któregoś czasu wszystko się odwróciło do góry nogami. Zanikły uczucia, emocje, silna wola, to co mnie najbardziej motywowało do życia i dzięki czemu potrafiłem wybić się na prostą. Byłem już parę razy u psychiatry, lecz te wizyty nic mi nie dały, pani doktor mówiła, że niby depresja, lecz nie czuję się przygnębiony czy zasmucony. Czuję się raczej zobojętniałym w środku ale i tak mnie to martwi. Od tamtej pory mam co chwilę pretensje do Boga, mówię Mu, że ja go nic nie obchodzę. Ciężko mi nawet odmówić modlitwę, gdyż nie mam silnej woli. Mam wrażenie, że to Bóg odebrał mi to, co pozwalało mi normalnie funkcjonować w życiu. Czasami mam też wrażenie, że Boga nie obchodzi mój problem, że ma to gdzieś. Pytam się Go dlaczego mi to robi? Nie mam już sił. Chyba znowu schodzę na psy. Pogorszyły się moje oceny w nauce, mimo iż drzemie we mnie potencjał, żeby wykorzystać swoje zdolności i zrobić karierę. Teraz rodzice mają do mnie pretensje, że nie mam zainteresowań. Nie potrafię kontaktu nawiązać z nowymi ludźmi. Stanąłem w miejscu i nie potrafię się rozwijać. Co ja mam robić? Trwa to już 1,5 ROKU :(.
Trudno na podstawie tego co piszesz jednoznacznie postawić diagnozę, co Ci dolega. Być może jednak przezywasz kryzys związany z brakiem tego, co w duchowości chrześcijańskiej nazywa się pociechą duchową. Fajnie by wierzyć, kiedy to dawało poczucie własnej wartości, jakąś wewnętrzną motywację; kiedy niemal podskórnie czuło się obecność Boga i Jego miłość. Ale wiara nie na tym polega.
Wiara to powiedzenie Chrystusowi "tak". To pójście za Nim, uznanie Jego nauki. To stosowanie jej w życiu. Owa pociecha duchowa, której niegdyś doświadczałeś na pewno bardzo Ci w tym pomagała. Ale trzeba umieć mówić Bogu "tak" nawet wtedy, gdy znika. Gdy zaczyna się przeżywać to, co mistycy nazywają "nocą ciemną" lub "nocą zmysłów". A mówiąc bardziej po ludzku, nie możesz swojej wiary budować na uczuciach. Ale na swoim rozumie i woli...
Daj spokój z tym prowokowaniem Boga stwierdzeniami "Ty mnie nie kochasz". Kocha Cie, kocha, bo kocha każdego człowieka. Ale niekoniecznie z tego powodu będzie Cie obsypywał łaskami. Musisz Mu naprawdę uwierzyć, a nie opierać swoje zaufanie na zmiennych uczuciach i przeczuciach...
Powodzenia.
J.