Gość 19.10.2010 23:37
Od jakiegoś czasu regularnie odwiedzam tę stronę i muszę przyznać, że wiele wątpliwości związanych z wiarą mi się wyjaśniło. Bardzo lubię czytać porady odpowiadającego J.
W odpowiedzi do czyjegoś pytania z dnia 15.09.2010 z godz. 20:29 napisał Pan m.in., że sam kiedyś jako dziecko prosił Boga o wysłuchanie jakiejś intencji. Wspomniał Pan, że modlił się przez lata i stało się coś, co nie mogło być przypadkiem tylko Bożą interwencją.
Myślę, że byłoby bardzo pomocne dla wielu z nas zanoszących prośby do Boga, gdyby Pan był tak miły i spróbował choć w kilku zdaniach opisać sposób Pańskiej ówczesnej modlitwy. Zaznaczam, że nie chodzi mi o poznanie treści intencji. Doskonale zdaję sobie sprawę jak indywidualną i osobistą sprawą jest nasz kontakt z Bogiem. Istnieją jednak pewne warunki konieczne do spełnienia, aby modlitwa została wysłuchana. W przypadku Pańskiej modlitwy na pewno było mnóstwo wytrwałości. Co jeszcze zdaniem Pana zadecydowało o skuteczności tamtej modlitwy? W jaki sposób Pan się modlił? Jak często? Czy złożył Pan Bogu wówczas jakąś obietnicę? Czy Bóg dał wtedy dokładnie to o co Pan prosił?
Proszę nie mieć mi za złe postawionych pytań. Jeżeli uzna je Pan za niestosowne i zbyt osobiste, to proszę zwyczajnie nie odpowiadać. Zrozumiem.
Serdecznie pozdrawiam.
Szczęść Boże.
Eh.. No... No więc tak. Prośba była wielka i trudna do spełnienia. Nawet dla Boga. Bo nie dość, że dotyczyła w sumie sprawy błahej (tylko jako dziecko tego nie widziałem) to jeszcze wchodziła w zakres ludzkiej wolności, ludzkich uzdolnień. Dziś bym już o takie rzeczy Boga nie prosił. Na pewno nie tak gorliwie. Za pierwszym razem Bóg spełnił prośbę dokładnie po mojej myśli. Za drugim razem - bo to była ciągła prośba w pewnej powtarzającej się sprawie - już tylko częściowo. Potem bywało różnie. Ale zawsze lepiej niż wtedy, gdy dorosłem i praktycznie przestałem się o te sprawę modlić. ;)
Nie miałem sposobu modlitwy. Po prostu jak mi się przypomniało, to mówiłem Panu Bogu o co proszę. I powtarzałem po wielokroć zarówno Ojcze nasz, jak i Zdrowaś Maryjo. A gdy rozstrzygnięcie owej sprawy było blisko, wtedy powtarzałem tak całymi godzinami. Może i trochę bezmyślnie.
Nie wiem w czym tkwiła siła tej modlitwy. Może w tym, że gorliwie prosiło dziecko. Bo nie było w niej nic nadzwyczajnego. Może prócz wytrwałości, która spowodowała, że Bóg już nie miał się sił od tej prośby opędzać ;) Ale jako rzekłem, dziś już bym tym Bogu sprawy nie zawracał. A gdy patrze na to z perspektywy czasu to nie wiem, czy spełnienie tej prośby w ostatecznym rozrachunku nie wyszło beneficjentom na dobre ;)
To chyba tyle :)
J.