Gość 15.07.2010 19:38
Mam wątpliwości jeśli chodzi o seks w małżeństwie. Kiedyś wydawało mi się, że niedozwolone są pieszczoty doprowadzające do podniecenia, nawet jeśli z góry zakładamy, że do orgazmu nie dojdzie i kontrolujemy to oboje, aby zatrzymać się w odpowiednim momencie. Później w wyniku lektury odpowiedzi na tym portalu, z niejakim zdziwieniem dowiedziałam się, że pieszczoty w tej sytuacji nie są grzechem. Ponieważ mam skrupulatne sumienie, to znów jednak pojawił się niepokój, czy na pewno dobrze to zinterpretowałam. Więc, aby wyjaśnić jednoznacznie moje wątpliwości, pozwolę sobie na opis konkretnej sytuacji. Oboje z mężem decydujemy się na pieszczoty doprowadzające do podniecenia, ale z góry zakładamy wycofanie się w momencie "bezpiecznym" i do orgazmu zgodnie z nasza wolą nie dochodzi. Proszę o konkretną odpowiedź, czy jest to postępowanie grzeszne czy dopuszczalne w świetle katolickiej etyki seksualnej. Proszę tylko nie odsyłać mnie do tekstu "Co wolno w małżeństwie", bo nie potrafię na jego podstawie pozbyć się wątpliwości. Szczęść Boże
Nie jest to grzechem. Ale chyba nie jest to też specjalnie zdrowe. Zasada stwierdzająca, ze takie zachowanie nie jest grzeszne służy przede wszystkim tym, którym zbliżenie przerwano (dzwonek do drzwi, dzieci) albo tym, którzy w jakimś momencie stracili ochotę czy siły. Ale oczywiście w innych wypadkach też grzechu nie ma. Rodzi się tylko pytanie o to, jak pobudzeni seksualnie małżonkowie radzą sobie ze swoim stanem. Gdyby to miało prowadzić do samozaspokajania się, to oczywiście nie byłoby to dobre...
J.