T7 08.08.2025 15:49

Szczęść Boże,

chciałbym zapytać, jakby Odpowiadający ocenił sytuację... Jestem u spowiedzi. Na wszelki wypadek wypisałem grzechy na kartce, W trakcie spowiedzi, na samym końcu pomyślałem, żeby sprawdzić raz jeszcze kartkę, czy nic nie pominąłem, jednak pojawił się jakiś wewnętrzny opór i myśl "nie, bo wstyd że jeszcze coś znajdziesz".
Wszystko działo się w kilkanaście sekund, uległem myśli, ale potem jednak sięgnąłem pamięcią, czy coś sobie przypominam jeszcze a nie powiedziałem i jedną rzecz dopowiedziałem. Mimo wszystko nie sprawdziłem jednak kartki.

Po spowiedzi dopiero spojrzałem na kartkę i okazało się, że wszystko powiedziałem, ale zrodziło się zaraz pytanie - czy ja nie uległem myśli, żeby zataić grzech? No owszem, pomyślałem czy nic sobie nie przypominam, ale z jakiegoś dziwnego powodu (naprawdę nie umiem powiedzieć do końca - lęk przed oceną, że jeszcze coś więcej mówię i znowu zerkam na kartkę? ulęgnięcie pokusie? opór przed samym sobą przed przyznaniem się do błędu?) nie sprawdziłem pewnego źródła, dopuszczając jakby do pominięcia czegoś. Całe szczęście nic nie pominąłem, ale czy sama taka postawa nie była grzechem ciężkim i świętokradztwem?

Bardzo proszę o odpowiedź, bo naprawdę ciężko mi ocenić sytuację.. Wydaje mi się, że byłem w pełni świadomy co się dzieje, tylko uległem temu wewnętrznemu lękowi. Tylko czy wewnętrzny lęk/opór można nazwać niepełną dobrowolnością? Nie chcę się "na zapas" obwiniać, ale boję się nadmiernego usprawiedliwienia się. Z jednej strony czasami aż płacz ogarnia na myśl że zadziałam wbrew lękowi (czyli tutaj: spojrzę na kartkę, coś znajdę jeszcze i będzie mi wstyd, że po raz kolejny patrzę i coś znajduję), z drugiej - jest już taka rezygnacja, że wiem, że coś może być świętokradztwem, ale i tak to czynię...

Dla "świętego spokoju" mogę wspomnieć o tym na następnej spowiedzi, ale wiem że podobne sytuacje w przeszłości się zdarzały (nie tylko w kontekście spowiedzi) i bardzo mi się przyda pomoc w ocenie takich zachowań.

Bóg zapłać!

Odpowiedź:

Z cała pewnością nie ma mowy o chęci zatajenia grzechu. To myśl, żeby sprawdzić raz jeszcze kartkę potraktuj jako pokusę. Pokusę potraktowania Boga, jakby był bezdusznym automatem odpuszczającym grzechy dopiero, gdy skrupulatnie spełniło się obowiązek ich wyznania w spowiedzi, a wszelkie niedociągnięcia w tym względzie - wszak jesteśmy ludźmi, może nam się coś pomylić, o czymś możemy zapomnieć - traktującym jako powód, by nie przebaczyć. Gdy przychodzisz do spowiedzi, przychodzisz do kogoś, kto chce przebaczyć. I nie szuka powodu, by tego nie zrobić. Dla Boga - jestem o tym przekonany - ważniejsze od tego, czy dobrze swoje grzechy wyznaliśmy jest, czy naprawdę żałujemy, czy chcemy stać się lepszymi. Już samo to, że ktoś przychodzi do spowiedzi, choć przecież mógłby tego nie robić, świadczy, że człowiek chce pojednania z Bogiem, chce odrzucić zło. Gdy celowo jakiś grzech taił można byłoby powiedzieć, że jest w tym fałszywy, obłudny. Ale pomyłka, zapomnienie, nieumiejętne nazywanie tego, co się zrobiło to jednak nie to samo. 

J. 

 

 

więcej »