Gość 12.01.2025 13:58
Jestem motocyklistą i wiem, że trzeba przestrzegać zasad kodeksu drogowego. Jednak mam problem z oceną niektórych sytuacji. Jazda na motorze ma dużo plusów, zwłaszcza w mieście, gdzie teoretycznie można się przecisnąć przez korki. Ale na jezdni czasem występuje pojedyncza linia ciągła, której w myśl zasad nie można przekraczać. Ta linia oddziela pasy jezdni. I tak czasami stoję w korku, bo nie chcę zgrzeszyć najeżdżając na linię, tym bardziej ją przekraczając. Dodam, że takie linie są również na trasie, ktoś to namalował, a ja stoję i zamiast zaoszczędzić ładnych parę minut stoję w korku samochodowym. Czy takie myślenie ma sens? Czy to jest jakiegoś rodzaju grzech?
Drugie pytanie odnosi się do jazdy na deskorolce. W moim mieście nie ma wszędzie ładnie zaprojektowanych i gładkich chodników. Pozostaje więc jazda po ulicach (osiedlowych, to nie są ulice szybkiego ruchu). Wg zasad kodeksu drogowego to również zachowanie zakazane. Nie chcę pokazywać również dzieciom złego przykładu. Ale tutaj też nie wiem czy to nie przesada w myśleniu i po prostu jeździć po tych osiedlowych ulicach (oczywiście nie pcham się pod samochody).
Pozdrawiam serdecznie Odpowiadającego
Przepisy ruchu drogowego nie są prawem moralnym. Trzeba ich przestrzegać ze względu na miłość bliźniego i miłość własną. Chodzi o nienarażanie innych i siebie samego na niebezpieczeństwo. Jeśli jednak złamanie przepisu w żaden sposób nie narusza miłości bliźniego i siebie samego, nie jest to działanie niemoralne. Przykład? Czerwone światło na przejściu dla pierwszych w niedzielny poranek, gdy na horyzoncie nie widać ani nie słychać żadnych samochodów. Przejście na czerwonym świetle nie narusza wtedy nakazu miłości. Wręcz przeciwnie: jest realizacją nakazu miłości siebie samego. Bo jest postawieniem wyżej rozsądku od sztywnego przepisu.
Co do przecinania linii ciągłej i wyprzedzania przez motocyklistów... Jeśli człowiek wie co robi i wcześniej ocenił, że nie jest to w najmniejszym stopniu niebezpieczne, to oczywiście grzechu nie popełnia. Sęk w tym, że motocykliści zmieniając pasy jak popadnie potrafią zachowywać się bardzo niebezpiecznie. Nie o złamanie przepisu tu chodzi, ale o stwarzanie zagrożenia dla siebie i innych. Ot, właśnie to wyprzedzanie w korku. Np. środkiem między dwoma rzędami aut. Wystarczy, że któryś z kierowców zjedzie trochę bliżej krawędzi pasa i nieszczęście gotowe. Forsowana zasada "patrz w lusterka, motocykle są wszędzie" jest zasada idiotyczną. Bo kierowca powinien patrzeć przede wszystkim przed siebie. Zaglądanie w lusterko nie może odrywać go od jego podstawowej powinności. I ma sens, gdy wykonuje jakiś manewr: skręca, zwłaszcza w lewo, zmienia pas. Natomiast jeśli jedzie powoli w korku, pilnując właściwej odległości od poprzedniego samochodu, nie ma powodu, by w nie zaglądać. Tymczasem motocykliści, czasem rowerzyści, uważają, że sobie przemkną obok nich i będzie OK, że mają prawo, bo się zmieszczą. No właśnie niekoniecznie się zmieszczą. Kierowca samochodu nie ma obowiązku zostawiać miejsce po jednej czy drugiej stronie samochodu, żeby motocyklista czy rowerzysta mógł sobie przejechać. Zwyczajnie nie spodziewa się tego. I ma prawo się nie spodziewać. Dlatego takie zachowanie motocyklistów (i rowerzystów) uważam za niebezpieczne. Niebezpieczne bo idące na przekór normalnym zasadom ruchu.
Co do jazdy deskorolką po osiedlowych drogach... Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź. Osiedla miewają różne natężenie samochodowego ruchu. A nawet wtedy, gdy rzadko coś jeździ, może dojść do jakiejś kolizji. Na pewno istotne będzie w tym wypadku, z jaką prędkością jeżdżą tam samochody. Jeśli drogi są wąskie i wszyscy jeżdżą 20-30 na godzinę szukając miejsca do zaparkowania będzie OK. Ale przecież bywają drogi osiedlowe, na których można jechać i 50 na godzinę, więc może być więcej zamieszania...
Tak bym to widział.
J.