NataliaStrzelczyk 09.01.2025 13:51

Szczęść Boże, chciałabym zadać 3 pytania (można ukryć, ale niekoniecznie):
1. Mój problem zaczął się kilka lat temu (...) Strasznie się wystraszyłam, ale poszłam do spowiedzi. Ksiądz mnie uspokoił i dał mi rozgrzeszenie. Nie zaglądałam więcej w definicję samego grzechu niewybaczalnego (że to stan czy że finalnie może być odpuszczony nie wiedziałam wówczas). Ale tak się to wgryzło w moją głowę, że zaczęłam mieć myśli, może nawet natrętne myśli przy każdej świadomej próbie grzeszenia (to było wielokrotne, trwało to jakiś czas). Kiedy zamierzałam popełnić grzech (czy ciężki czy lekki, może nawet zwykły czyn) moje myśli natrętne mówiły mi: jeśli popełnisz ten grzech (czyn) to popełnisz grzech niewybaczalny. Bardziej myślałam chyba że to pojedynczy grzech (czyn). Po tylu latach sama nie wiem czy te myśli sugerowały, że sam grzech (czyn) który robię będzie niewybaczalny czy też zaciągam jakiś dodatkowy grzech niewybaczalny. Wiele razy udawało mi się przez to nie zgrzeszyć, zrezygnować ze zrobienia tego czynu. Ale niestety czasem ulegałam. Czasami byłam po prostu zmęczona, może wkurzona tymi myślami. Ale nie mogę wykluczyć, że czasami robiłam to dobrowolnie - nie pamiętam. Bo chcąc nawet lekko zgrzeszyć, musiałam to “brać w pakiecie” z grzechem niewybaczalnym. Pamiętam, że przynajmniej raz była sytuacja, gdzie do tego grzechu niewybaczalnego powiedziałam: tak, chcę go popełnić. Bo np. (...) Teraz naprawdę ciężko mi sobie przypomnieć, czy faktycznie decydowałam się w myślach na coś, co uważałam że będzie nigdy nie odpuszczalne, czy po prostu znałam te myśli na tyle, żeby z nimi próbować się spierać. Oczywiście, po każdej takiej “akcji”, bo podkreślę, że było ich wiele, chodziłam do spowiedzi i otrzymywałam rozgrzeszenie. Potem te myśli zniknęły na pewien czas i cieszyłam się radością życia jak przedtem. Aż w końcu pod koniec zeszłego roku, wszystko wybuchło. Coś zaczęło mi mówić, że jestem potępiona, że chciałam przecież kiedyś popełnić grzech niewybaczalny, więc nie będzie on wybaczony nigdy. No i wszystko stracone. Pojawily się nawet ataki paniki, których nie miałam dość długo. Teraz cały czas jestem podłamana, nie wiem jak sobie ułożyć życie. Nic mnie nie interesuje, ani praca, ani rodzina. Mam wrażenie, że faktycznie popełniłam coś niewybaczalnego, czego Bóg nie może odpuścić nawet jeśli tego teraz strasznie żałuję i chciałabym cofnąć czas. Że to jest jakieś przekroczenie zasad (jakieś doktryny), i nawet jak by Bóg chciał mi przebaczyć to nie może 🙁 W dodatku pamiętam taką zasadę, która ładnie jest opisana w innym pytaniu: https://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/35ec7a . Świadczy to tylko o tym, że jeśli myślałam w momencie grzeszenia że popełniam grzech niewybaczalny to faktycznie go popełniłam. A nawet jeśli faktycznie go nie popełniłam, to przecież taka była moja intencja, chciałam tego. Więc mam to co mam.

2. Drugie pytanie odnosi się do podobnej tematyki. W USA chyba w 2006 roku miało miejsce tzw. “Blasphemy Challenge”, głupia inicjatywa ludzi, którzy za książkę popełniali tzw. “Grzech niewybaczalny”. To akurat była inicjatywa ateistów, ale czy odpowiadający myśli, że jeśli podobnego czynu dokonał by któryś z wierzących, w sensie myślał, że popełnia grzech niewybaczalny, przekracza taką nieprzekraczalną linię, to później jak by się nawrócił to mógłby otrzymać przebaczenie od Boga i mógłby wrócić?

3. Ostatnie pytanie dotyczy sytuacji, gdzie czasem zamiast coś zrobić, zamiast unikać grzechu, mówiłam sobie, że się wyspowiadam zamiast działać. Np. w kolejce przed konfesjonałem słyszałam jak ludzie przede mną się spowiadają, oczywiście nie podsłuchiwałam, ale dało się to słyszeć. Zamiast pójść gdzieś dalej (nie pamiętam nawet czy była ku temu sposobność, bo czasami ludzie stali w kolejce obok a czasami bym była daleko od konfesjonału), zostawałam, i chcąc niechcąc narażałam się na usłyszenie tej spowiedzi. Oczywiście wiedziałam, że to nie w porządku, że to grzech. Ale zamiast działania wolałam się wyspowiadać z tego.

Teraz oczywiście wiem wszystko o grzechu niewybaczalnym, o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. I nie boję się, że mogłabym go kiedykolwiek popełnić w przyszłości. Ale moje pytania oczywiście dotyczą tego, czy można się z tego wyspowiadać co się stało w przeszłości. Jak napisałam boję się potępienia, że całą wieczność spędzę w piekle. Czy można otrzymać rozgrzeszenie z takim moich czynów? Nawet zakładając najgorszą opcję, że robiłam to świadomie (nawet zakładając 100% świadomości) i dobrowolnie (tutaj mam wątpliwości, ale nawet zakładając hipotetycznie że 100% dobrowolności)? I czy nawet jeśli Kapłan powie słowa rozgrzeszenia, to sam Bóg na sądzie ostatecznym powie mi kiedyś: “Córko, nie pamiętam tych grzechów”. 🙂
Szczęść Boże i dziękuję

Odpowiedź:

Zwróciłbym uwagę na to, co napisałem w przytoczonej przez Ciebie odpowiedzi:

Grzech przeciw Duchowi Świętemu, (...), to grzech polegający na trwaniu w grzesznej postawie. To właśnie to trwanie w złu, nie brak Bożego miłosierdzia, uniemożliwia nawrócenie. Ktoś, kto się modli, wraca do Boga, nawet jeśli upada, na pewno nie popełnia grzechu przeciw Duchowi Świętemu.

Zauważ: ksiądz w tamtej dawnej spowiedzi uspokoił Cię, dał Ci rozgrzeszenie. Postąpił dokładnie w duchu tego, co napisałem. Istotą grzechu przeciw Duchowi Świętemu jest brak nawrócenia. Można by o nim mówić, gdyby człowiek zuchwale szedł od grzechu do grzechu, a wyspowiadać planowałby się godzinę przed śmiercią. Ale nie wtedy, gdy człowiek żałuje swojego grzechu i wraca do Boga, choć nie robi tego ze strachu w obliczu śmierci, tylko naprawdę chce pojednać się z Bogiem.

Nie ma więc czegoś takiego jak grzech absolutnie niewybaczalny, grzech którego Bóg widząc ludzka skruchę by nie odpuścił. Problem polega na tym, że kto zuchwale grzeszy niczego nie żałuje. I często, z racji zdeprawowania, nie jest w stanie żałować. Jeśli ktoś żałuje, to znaczy że jego serce nie jest jeszcze zatwardziałe. Droga do odpuszczenia grzechów jest więc otwarta...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg