Kate 01.07.2024 16:16
Mam pytanie, które zaczęło mnie prześladować. A jest związane z hierarchią. Wiem, że to mąż /żona powinni być ważniejsi od dzieci. Tyle, że chodzi mi tutaj o odniesienie się do takiej sytuacji. Pewna kobieta była w kancelarii, żeby zawrzeć ślub. Ksiądz zapytał jej, kogo podczas pożaru by uratowała jako pierwszego - niemowlę, ogólnie dzieci czy męża. Akurat w tamtym pytaniu chodziło o takie jeszcze małe dzieci. Ona Odpowiedziała, że dzieci, bo są jeszcze bezbronne. A kapłan na to, że to zła odpowiedź. To było nagłośnione. To prawdziwa historia. Jestem ciekawa, czy Odpowiadający słyszał o tej sprawie. Wracając do tego, to ksiądz uargumentował, że męża trzeba pierwszego ratować, bo bez niego nie będzie więcej dzieci. Chodziło mu o to, że żeby mieć ich więcej, to jest potrzebny mężczyzna.
Czy to znaczy, że jak taki pożar jest, to ratując męża trzeba pozwolić, żeby dzieci zginęły?
Jak to jest w rzeczywistości? Jak bym w takim pożarze dziecko uratowała pierwsze, to grzeszę?
Drugie pytanie to : dlaczego tak jest, że małżonek powinien być ważniejszy od dzieci? To już tak ogólnie. Skąd to się wzięło?
Zapytała Pani: Czy to znaczy, że jak taki pożar jest, to ratując męża trzeba pozwolić, żeby dzieci zginęły?
Opowiem podobnym pytaniem: Czy to znaczy, że jak taki pożar jest, to ratując dzieci trzeba pozwolić, żeby mąż zginął?
Tu nie chodzi o to, żeby nie ratować dzieci. Chodzi o to, żeby ratować męża. Najpierw. Faktycznie, tak widzi to teologia moralna.
W praktyce bardzo różnie to być może. Bo na przykład łatwiej wynieść z pożaru dziecko niż męża. I jeśli żona oceni, że nie da rady go ratować, więc ratuje dziecko, trudno mówić, że postąpiła niewłaściwie. Ale może być i tak, że "uratować" nie znaczy "wynieść", ale np. otworzyć zablokowane drzwi. Że lepiej najpierw ratować kogoś, kto może potem w ratowaniu pozostałych pomóc, to wyraz rozsądku.
Nie wiem czy Pani leciała kiedyś samolotem. Ale jest taka zasada, która przed startem podaje obsługa samolotu, że kiedy nastąpi dekompresja trzeba maskę z tlenem założyć najpierw SOBIE. Egoizm? Nie. Chodzi o to, żeby ktoś by zdolny za chwile pomóc, a nie żeby ratując innego, który wpadł w panikę i który nie wie co robić, sam się udusił. Bo wtedy udusi się i ten, który chciał ratować i ten, któremu nie udało się pomóc. A tak na pewno uratuje się ratujący a i z większym prawdopodobieństwem ratowany...
No i jeszcze jedno: jeśli teologia moralna tak stawia sprawę to nie znaczy, że ktoś, kto w dobrej intencji zrobi inaczej grzeszy...
A skąd się to wzięło. Z rozsądku. Wyjaśniłem to wyżej.
J.