zmartw__iona 18.03.2010 16:13
Chyba jestem skrupulantką. Od dwóch tygodni męczą mnie jakieś skrupuły: że moje spowiedzi i Komunie św mogły być świętokradzkie, przez jedną lub dwie spowiedzi z przeszłości, których już dokładnie nie pamiętam. Dlatego też postanowiłam się z tego wyspowiadać, ile pamiętałam. Ale za każdym razem coś nowego mi się przypominało już w domu i wprowadzało niepokój. W przeciągu tygodnia byłam 4 razy do spowiedzi... i przyszło mi ze smutkiem na myśl, że jeśli któraś ze spowiedzi była świętokradzka, to grzechy nie zostały wówczas odpuszczone. W przedostatniej spowiedzi Ojciec przykazał mi przeprosić za wszystko, co pamiętam i wszystko, czego nie pamiętam. Tak zrobiłam. Ale znowu zaczęło mnie męczyć. Chciałam szczerze tę sprawę przeszłości zakończyć. Zdałam sobie sprawę, że grzeszę taką częstą spowiedzią. Poczytałam sporo na temat dobrej spowiedzi, rachunku sumienia, rozróżniania wagi grzechu. Przygotowałam się do spowiedzi generalnej. Zrobiłam dogłębny rachunek sumienia. Modliłam się przy tym dużo. Już mnie tak sumienie nie dręczyło. Napisałam na karteczce wszystko, co sobie przypomniałam, by nie zapomnieć o niczym naprawdę ważnym w konfesjonale. Trafiłam na surowego księdza. Wyjaśniłam j pokrótce o co chodzi, z czym i dlaczego przychodzę po tak krótkim czasie od ostatniej spowiedzi. Cieszę się, że ksiądz mną trochę wstrząsnął, dał dużo mądrych wskazówek, ale dziwnie czuję się z tym, że nawet nie dał mi wypowiedzieć tych wszystkich grzechów, które chciałam wyznać generalnie, nawet tej kartki nie rozwinęłam. Naprawdę szczerze chciałam to wszystko wyznać i gdy tylko zaczęłam mówić po przedstawieniu sprawy, że przepraszam i chcę wyznać te wszytstkie grzechy to ksiądz mi przerwał, powiedział mi, że od 10 min przepraszam i że powinnam Bożemu Miłosierdziu ufać... Staram się ufać. Dużo się modlę. Chciałam ten rozdział zamknąć już, żeby normalnie żyć. Kartki nie zdążyłam rozwinąć, bieżących grzechów żadnych nie zdążyłam wypowiedzieć nawet, ksiądz mnie dużo pouczył, trochę był zdenerwowowany, momentami ironiczny. Wiem, że to dobry duchowny, ale czy może być spowiedź bez wyznania grzechów? Byłam zdezorientowana. Chciałam je szczerze wyznać, ale mi przerwał zanim rozwinęłam kartkę. Powiedział mi, żebym się bardziej skupiła na czynieniu dobra niż grzebaniu we własny sumieniu i koncentrowaniu się na sobie. Polecił mi stałego spowiednika. Dostałam rozgrzeszenie. Ale pierwszy raz w życiu jestem w takiej sytuacji, że w sumie nie zdążyłam wypowiedzieć grzechów. Gdy ksiądz udzielał rozgrzeszenia, przeprosiłam Pana Boga w sercu mocno za to wszystko, z czym przyszłam, czego tak bardzo żałuję. Sumiennie się przygotowałam do tej spowiedzi i sumiennie chciałam ją odbyć. A tu taka "niespodzianka". Czytałam dużo o tym, że głównie o szczery żal w sercu chodzi... ale też, że grzechy trzeba nazwać po imieniu. I dlatego trochę mnie nurtuje ta kwestia. Znowu. Proszę o odpowiedź czy ta spowiedź jest ważna. Nie chcę Pana Boga ranić takim zachowaniem. Ale czuję się trochę zagubiona.