kinga 16.12.2009 17:59

Szczęść Boże.
mam pytania -jestem zareczona , podczas ostatniej spowiedzi ksiadz mi dal rozgrzeszenie tylko na podstawie "obiecania " ze do slubu nie bede współżyłą. obiecalam, udawalo sie jakis czas, ale niestety ...1 raz sie stało, i zastanawiam sie czy ma sens zebym ja wogóle chodzila do spowiedzi teraz, moze Bogu nie jest miłe że mi sie nie udało, a skoro obiecalam a nie udalo sie, to do slubu powinnam sie nie spowiadac najlepiej? bo po co znow Boga zasmucac?

i jeszcze cos-mam stwierdzoną przez psychologa osobowośc neurotyczą, a z nią wiadomo jak jest..silne poczucie lęku, poczucie niżśzości,, winy...jak sie staralam o czystosc to mało co nie oszalalam z poczucia nerwicy tak mi zalezalo, ciagłe kłótnie żeby było ta "czystość"...wiecej meczarni niz spokoju...

jak moge sobie pomoc z takim zaburzeniem osobowosci? mam chodzic nadal na psychoterapie, czy zwyczajnie"odpuscic", bo "skoro Bóg taka mnie stworzył to widac tak chciał".. bo modlitwa sama w sobie nie pomaga, wrecz przeciwnie, mam jeszcze wieksze poczucie winy ze cos znow zle zrobilam...
Bardzo dziekuje za odpowiedz.

Odpowiedź:

Obietnica, której wymagał ksiądz do udzielenia rozgrzeszenia, miała być potwierdzeniem prawdziwości Twojego żalu. Bo łatwo jest przyjść, mówić, że się żałuje, a potem nic nie zrobić w tym kierunku, żeby cokolwiek zmienić. Jeśli się starałaś a nie wyszło, trzeba podjąć wysiłek starania się na nowo.

Myśl, żeby się przestać spowiadać, jest szatańską pokusą. Nazywa się ją czasem pokusą bycia fair przed Bogiem. Człowiek mówi sobie, że skoro nie potrafi się poprawić, to przynajmniej nie będzie Boga mamił obietnicami, że się poprawi. I postanawia trwać w grzechu.

Szatan w takim wypadku ma, co chciał. Człowiek trwa w grzechu i przestaje się starać wyjść z niego. Dla diabła nie ma lepszej sytuacji. Może nawet przestać człowieka kusić, bo po co. Dlatego na pewno trzeba się zawsze starać wyjść z grzechu.

Otwartym pozostaje pytanie, na ile człowiek ciągle upadający w ten sam grzech rzeczywiście chce się poprawić, a na ile "odbębnia" spowiedź, naigrawa się z Boga. Ale choćby minimalna troska o poprawę jest lepsza, niż w ogóle zrezygnowanie z niej...

Co do "osobowości neurotycznej"... Odpowiadający nie jest psychologiem, ale wydaje mu się, że nie jest to coś, co wymusza na człowieku jakieś konkretne zachowania. Lęk? Poczucie niższości? Winy? Naprawdę nie umiesz z tym żyć? Naprawdę Cię to przerasta? Musisz koniecznie myśleć o sobie, ze jesteś najlepsza, najwspanialsza i zawsze OK? Jasne, masz się starać żyć bez grzechu. Ale żaden upadek nie powoduje, że stajesz się natychmiast zupełnie bezwartościowa i do niczego. Ciągle jesteś Bożym dzieckiem, ciągle jesteś przez Niego kochana...

Staraj się więc żyć dobrze, a wszelkie niedostatki, które w sobie dostrzegasz, rekompensuj większą miłością do Chrystusa: więcej modlitwy, pomocy bliźnim (choćby to był tylko ofiarowany komuś uśmiech). Bóg nie patrzy na człowieka jedynie pod kątem jego grzechów. Bóg widzi także ludzkie powody do chwały. Ty spokojnie możesz też tak na siebie patrzyć...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg